Na zdjęciu: Migranci na granicy Turcji z Grecją próbują obalić grecki płot graniczny i wkroczyć do Grecji w pobliżu Edirne w Turcji 4 marca 2020 roku. (Zdjęcie: Bulent Kilic/AFP via Getty Images) |
Islamistyczny dyktator Turcji, prezydent Recep Tayyip Erdoğan, kilkakrotnie groził Europie "wysłaniem milionów uchodźców w waszą stronę". Turcja widocznie chciałaby widzieć większy postęp w rozmowach o przyznanie jej pełnego członkostwa Unii Europejskiej. Obecnie negocjacje o członkostwo są w impasie. Erdoğan może także chcieć zachodniego poparcia – od UE, Stanów Zjednoczonych i całego NATO – do swojej wizji zainstalowania Turcji w północnozachodniej Syrii.
Ponieważ tureccy żołnierze zginęli niedawno w Syrii, w czym bezpośredni militarny udział mieli Rosjanie, prawdopodobnie można założyć, że poparciem, o jakie stara się Erdoğan, zarówno bezpośrednio, jak pośrednio, jest "poparcie natowskiego sojusznika przeciwko rosyjskiej agresji". W dodatku Erdoğan z pewnością chciałby również, by Zachód przymykał oczy na całkowity brak demokracji w Turcji i pomógł jej zapewnić jeszcze większą dominację nad greckimi wyspami przybrzeżnymi, jak też poparł jego roszczenia do pól gazowych pod wschodnim Morzem Śródziemnym.
27 lutego turecki rząd w końcu nacisnął guzik, by spełnić groźbę: miliony (głównie syryjskich) migrantów w Turcji otrzymały swobodę w podróżowaniu do Europy; turecka granica została otwarta.
Dlaczego Erdoğan zdecydował się teraz do użycia "opcji nuklearnej" w głęboko problematycznych stosunkach jego kraju z Unią Europejską? Wydaje się, co może brzmieć dziwacznie, że Erdoğan postanowił ukarać UE, ponieważ jest zagniewany na ... Rosję.
Kiedy 27 lutego siły syryjskie z pomocą rosyjskiego wsparcia lotniczego zabiły 34 tureckich żołnierzy w okręgu Idlib w północnozachodniej Syrii, wydarzenie spowodowało falę szoku w społeczeństwie tureckim, które już jest podzielone: z jednej strony jest zaciekle nacjonalistyczna retoryka, która popiera "bohaterską misję" tureckich żołnierzy w Syrii, a z drugiej, racjonalne kwestionowanie roztropności stawiania wyzwania Syrii i Rosji oraz Iranowi, w tym, co coraz bardziej wygląda na syryjskie grzęzawisko. Istnieje również niepokój, że publiczne poruszenie widokiem trumien owiniętych w flagę z półksiężycem i gwiazdami może jeszcze bardziej podważyć malejącą popularność Erdoğana.
Dla Turcji otwarta konfrontacja z Rosją nie jest opcją. W listopadzie 2015 roku, ostatni raz, kiedy Turcja próbowała ukarać Rosję, która nałożyła sankcje na tureckie przedsiębiorstwa po zestrzeleniu przez Turcję rosyjskiego samolotu, ruch ten rzucił Erdoğana na kolana: w rzadkim pokazie skruchy Erdoğan przeprosił rosyjskiego prezydenta, Władimira Putina za zestrzelenie rosyjskiego myśliwca odrzutowego Su-24 w syryjskiej przestrzeni powietrznej.
Po tym doszło do małżeństwa z rozsądku: wrogowie z czasów zimnej wojny stali się "strategicznymi partnerami" – tytuł ukoronowany umową o zakupie przez Turcję rosyjskiego systemu obrony ziemia-powietrze, S-400, kosztem więzi z NATO i zaopatrzenia obronnego Turcji wyłącznie przez jej natowskich sojuszników. Od czasu Su-24 Rosja pozostaje dla Erdoğana "nietykalna".
Przyparty do muru przez zagniewane społeczeństwo po śmierci 34 żołnierzy, Erdoğan musiał znaleźć nie-rosyjskiego wroga, by odwrócić od siebie turecki gniew i skierować go na inny cel. Jaki cel może być lepszy niż UE, z którą większość Turków ma relacje miłości i nienawiści? Otwarcie granic Turcji i zalanie Europy migrantami, z pewnością ucieszy przeciętnego Turka, który nienawidzi życia z 3,6 milionami syryjskich uchodźców i – z powodu szowinistycznej tureckiej mentalność – kocha myśl o udzieleniu Europejczykom nauczki. Masy zawsze się cieszą, kiedy ich przywódcy uciekają się do wrogiej i protekcjonalnej retoryki wobec Europejczyków.
Powtarzając diagnozę psychologiczną Erdoğana: "gniew w Syrii, ale uderzenie w Europę", rzecznik tureckiego ministerstwa spraw zagranicznych, Hamdi Aksoy, ostrzegł kraje Zachodu, włącznie z UE, że jeśli sytuacja w Idlib pogorszy się (innymi słowy: jeśli nie zrobicie niczego, by pomóc nam w Idlib), będziecie mieć jeszcze więcej uchodźców u waszych granic – fala uchodźców i migrantów będzie rosła. "Niektórzy starający się o azyl imigranci w naszym kraju, zaniepokojeni rozwojem sytuacji, zaczęli przesuwać się ku naszym zachodnim granicom - powiedział Askoy. - Jeśli sytuacja pogorszy się, ryzyko będzie narastało".
Ömer Çelik, rzecznik rządzącej partii Erdogana, zgodził się: "Turcja nie jest dłużej w stanie zatrzymać uchodźców" – powiedział.
Dziesiątki tysięcy tych migrantów (nie tylko Syryjczyków) otrzymało darmowy przejazd autobusami ze Stambułu do lądowej granicy Turcji z Bułgarią i Grecją, około 250 kilometrów na zachód od miasta.
Turecki minister spraw wewnętrznych, Süleyman Soylu dołączył się do chóru 1 marca, mówiąc, że w ciągu trzech dni 100 tysięcy uchodźców już przekroczyło granicę do Europy, ale to oświadczenie wydaje się bardziej propagandą niż rzeczywistością. Cały wysiłek wyglądał bardziej na chwyt medialny niż na dobrze zaplanowaną kampanię wysłania setek tysięcy migrantów do Europy. (W 2015 roku, u szczytu kryzysu migracyjnego, przeciętnie 10 tysięcy ludzi dziennie lądowało w Grecji.)
Wkrótce po tym, jak Erdoğan ogłosił decyzję o otwarciu granic Turcji, Grecja zamknęła swoje granice lądowe i morskie z Turcją. Na przejściach granicznych setki migrantów w prawdziwie tragicznej sytuacji staje przed zasiekami z drutów kolczastych i granatami dymnymi. Część migrantów, którzy utknęli na ziemi niczyjej między Turcją a Grecją, próbowało uciec przed dymem z powrotem na stronę turecką, ale władze tureckie ich zawracały.
Grecja tymczasem powiedziała, że jej siły bezpieczeństwa zapobiegły wejściu na terytorium Grecji 7 tysięcy migrantów przez lądowe przejście graniczne. "Rząd grecki zrobi wszystko, co konieczne, by pilnować swojego terytorium i chronić granice Europy" - oznajmił rzecznik rządu, Stelios Petsas. Ateny zmobilizowały dodatkowych żołnierzy do pilnowania przejść granicznych. W weekend 28 lutego Grecja miała 52 okręty marynarki, które pilnowały wysp w pobliżu Turcji. Żołnierze strzelali gazem łzawiącym w kierunku migrantów; niektórzy z migrantów, starali się wedrzeć siłą do Grecji, rzucając w policję kamieniami i wymachując metalowymi prętami.
Lądowanie migrantów na greckich wyspach wydawało się spokojniejsze. Grecka policja powiedziała, że w ciągu kilku godzin co najmniej 500 ludzi przybyło morzem na Lesbos, Chios i Samos w pobliżu tureckiego wybrzeża. Na Lesbos miejscowa ludność nie dopuściła do brzegu łodzi pełnej migrantów.
Tymczasem Frontex, agencja ochrony granic UE, powiedziała, że jest w stanie wysokiego pogotowia i wyprawiła dodatkowe wsparcie do Grecji. "Podnieśliśmy poziom alarmu dla wszystkich granic z Turcją na wysoki - powiedziała rzeczniczka Frontex. – Otrzymaliśmy prośbę z Grecji o dodatkowe wsparcie. Już podjęliśmy kroki rozlokowania w Grecji dodatkowego wyposażenia technicznego i dodatkowego personelu".
Niestety, Europa dla obrony swojej wolności i suwerenności, musi stawić opór. Musi odmówić zaakceptowania zakładników Erdoğana. Zabezpieczenie morskich granic na Morzu Egejskim jest często trudnym i kosztownym zadaniem, ale nie jest to militarnie niemożliwe. Jeśli pierwsze grupy mini-exodusu z Turcji spotkają się z poważną blokadą, potencjalni migranci mogą zostać odstraszeni od przedsiębrania tak niebezpiecznej podróży.
To, co Grecja może osiągnąć bez pomocy z UE, jest ograniczone: Grecja ma 1% populacji UE, ale ma 11% wszystkich podań o azyl. Duże kraje UE powinny działać szybko, by pomóc Grecji i Bułgarii w zabezpieczeniu granic z Turcją – przez sfinansowanie programów zabezpieczania granic, wysłanie dodatkowego personelu i wyposażenia i przez transfer technologii i ekwipunku, by granica między Turcją a Europą była bezpieczniejsza.
Burak Bekdil: Wieloletni publicysta wychodzącej w języku angielskim gazety tureckiej "Hurriyet Daily News". W 2017r. został zwolniony za publikowanie artykułów na Zachodzie, następnie w obawie przed aresztowaniem wyemigrował z Turcji. Obecnie mieszka w Grecji.