Historia sięga początku 2000 roku, kiedy to ówczesny kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder postanowił rozwinąć strategiczne stosunki między Berlinem a Moskwą. Posunął się nawet do zaoferowania Rosji partnerstwa w ramach EADS, wielonarodowej europejskiej siły obronnej i lotniczej. W listopadzie 2004 roku Schroeder nazwał prezydenta Rosji Władimira Putina "nieskazitelnym demokratą". Nic dziwnego, że w 2004 roku Schroeder okrzyknął tureckiego islamistycznego autokratę, (ówczesnego premiera, obecnie prezydenta) Recepa Tayyipa Erdoğana "wielkim reformatorem".
Wieczorem 9 grudnia 2005 roku, siedemnaście dni po odejściu Schroedera ze stanowiska kanclerza, odebrał telefon od swojego przyjaciela Putina. Od czasu odejścia z urzędu Schroeder pracował dla rosyjskich państwowych firm energetycznych, w tym Nord Stream AG, Rosniefti i Gazpromu, za pensję w wysokości 1 miliona dolarów rocznie. 8 marca 2022 roku Prokurator Generalny Niemiec wszczął postępowanie w sprawie oskarżeń wobec Schroedera o współudział w zbrodniach przeciwko ludzkości w związku z jego rolą w rosyjskich korporacjach państwowych.
W 2008 roku "nieskazitelny demokrata" Putin dokonał inwazji na Gruzję. Zachód był w szoku. Krytycy Putina, w tym ten autor niniejszego tekstu, byli zaszokowani tym, że Zachód był zaszokowany. W 2014 roku Putin dokonał inwazji na Półwysep Krymski, suwerenne terytorium Ukrainy. Zachód pozostał w szoku.
W lutym 2022 roku Putin dokonał inwazji na Ukrainę i zaanektował część suwerennego państwa. Czy Zachód nadal był w szoku? Nie powinien być.
W 1972 roku eksport gazu ziemnego ze Związku Radzieckiego stanowił około 4% europejskiego zużycia gazu. W 2021 roku Rosja dostarczała prawie 40% europejskiego gazu. Wraz ze stopniowym wzrostem udziału rynkowego Moskwy rośnie również jej zdolność do manipulowania cenami i wywoływania kryzysów. Większość Europejczyków przyznaje obecnie, że poleganie na Rosji stanowi poważny błąd strategiczny. Za późno. Europejska "zielona transformacja energetyczna" ma jedną poważną wadę: opiera się na imporcie rosyjskiego gazu.
Wróćmy do przyszłości. To będzie wyjątkowo trudna zima dla wszystkich Europejczyków, bez względu na to, czy będą musieli stawić czoła przerwom w dostawie prądu, problemom z ogrzewaniem, czy niebotycznym rachunkom za energię. Najwyraźniej "nieskazitelny demokrata" Putin ma nadzieję zamienić zimę w broń i zmusić Europę do poddania się, ale poddanie się Kremlowi byłoby katastrofalne.
Wróćmy do przeszłości. W 2017 r. rządy Włoch, Grecji, Cypru i Izraela podpisały deklarację potwierdzającą wsparcie dla budowy gazociągu wschodniośródziemnomorskiego (EastMed), wartego 6,7 miliarda dolarów projektu gazociągu o długości 1900 km, łączącego rezerwy gazu Izraela i Cypru do Grecji i dalej do Europy. Rurociąg miałby początkową przepustowość do transportu 10 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie (mld m3/r) do Grecji, Włoch i innych krajów Europy Południowo-Wschodniej. Przepustowość zostałaby następnie zwiększona do maksymalnie 20 mld m3 rocznie w drugiej fazie. Projekt został potwierdzony przez rządy europejskie jako "Projekt będący przedmiotem wspólnego zainteresowania" (PCI).
Projekt gazociągu EastMed miał na celu poprawę bezpieczeństwa energetycznego Europy poprzez dywersyfikację jej tras i źródeł oraz zapewnienie bezpośredniego połączenia z polami wydobywczymi przy jednoczesnym zmniejszeniu zależności od rosyjskich dostaw gazu. Byłoby to okazją dla państwa członkowskiego Unii Europejskiej, Cypru, do podłączenia się do europejskiej sieci gazowej, co jeszcze bardziej usprawniłoby handel gazem w południowo-wschodniej Europie.
Turcja, po wyczerpującej międzynarodowej izolacji w następstwie kilku kryzysów dyplomatycznych z Izraelem, zagroziła militarnie, że rzuci wyzwanie EastMed. Z kolei inne kraje regionu, takie jak Egipt, Jordania, Liban i państwa Zatoki Perskiej, poparły grupę, która później stała się grupą EastMed, faworyzowaną również przez UE i Stany Zjednoczone. Jak dotąd, wszystko dobrze. Ale zaczęły się problemy.
Kiedy w ciągu ostatnich kilku lat wschodnia część Morza Śródziemnego zamieniała się w bombę z opóźnionym zapłonem, umieszczoną nad bogatymi złożami gazu, do których Turcja jako samodzielna siła regionalna ma (w przeciwieństwie do sojuszu Grecji, Cypru i Izraela) wątpliwie roszczenia, prezydent USA Joe Biden wkroczył z historycznym strategicznym błędem, który pociągał za sobą strategiczny koszt: uspokojenie popierającej Putina Turcji, (sojusznika w NATO), że jej narażenie bezpieczeństwa energetycznego Europy jemu nie przeszkadza.
Zaledwie kilka tygodni przed inwazją Rosji na Ukrainę w lutym Biden zaskoczył partnerów EastMed, nagle wycofując poparcie USA dla rurociągu, tym samym zabijając projekt, i zapobiegając dywersyfikacji dostaw energii do Europy oraz dodatkowo zapewniając Putinowi możliwość szantażu energetycznego wobec Europy.
Biały Dom powiedział, że projekt o wartości 6,7 miliarda dolarów jest sprzeczny z jego "celami klimatycznymi". Biden przypuszczalnie ma nadzieję, że do 2025 roku, czyli daty planowanego zakończenia budowy rurociągu EastMed, nikt nie będzie już korzystał z paliw kopalnych. Administracja Bidena powołała się również na rzekomy brak opłacalności ekonomicznej i komercyjnej, mimo że badanie z 2019 r. sfinansowane przez UE potwierdziło, że "Projekt EastMed jest technicznie wykonalny, opłacalny ekonomicznie i konkurencyjny komercyjnie".
Błędna kalkulacja Bidena musiała wywołać wiele śmiechu i pokaźny wzrost spożycia szampana na Kremlu. "Witamy w nowym wspaniałym świecie, w którym Europejczycy już wkrótce zapłacą 2000 euro za 1000 metrów sześciennych gazu ziemnego!" — napisał na Twitterze Dmitrij Miedwiediew, wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Rosji, były prezydent i premier kraju, 22 lutego 2022 r.
Nawet jeśli Putin wahał się w styczniu, czy uczynić Ukrainę swoim nowym teatrem działań wojennych, błąd Bidena utwierdził go w przekonaniu, że jest na dobrej drodze. Jeśli Europejczycy zmarzną tej zimy lub będą musieli zapłacić niebotyczne rachunki, powinni wznieść toast za mądrość Schroedera i Bidena.