
Na ile poważnie należy traktować słowa prezydenta Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa, że wspierany przez Iran Hamas "nie będzie miał roli w rządzeniu" Strefą Gazy i musi przekazać swoją broń Autonomii? Ani trochę.
Mówiąc wprost: Abbas nie jest zainteresowany powrotem do stołu negocjacyjnego — od lat czeka, aż ONZ i inne międzynarodowe instytucje narzucą Izraelowi rozwiązanie, dokładnie tak, jak zasugerował to w zeszłym miesiącu prezydent Francji Emmanuel Macron. Ostatnie jednostronne uznania "państwa palestyńskiego" przez Francję, Wielką Brytanię, Kanadę, Australię i inne państwa tylko utwierdziły Abbasa w przekonaniu, że nie warto wznawiać jakiegokolwiek procesu pokojowego z Izraelem. W końcu — po co miałby z kimkolwiek negocjować, skoro Zachód wręcza mu państwo na srebrnej tacy, bez żadnych warunków?
Plan pokojowy Trumpa prezentuje się znakomicie, dopóki sam Trump, izraelski premier Benjamin Netanjahu i Tony Blair pilnują, by wszystko pozostało na swoim miejscu. Ale co się stanie, gdy ich zabraknie? Jak głosi popularne powiedzenie na Bliskim Wschodzie: "Wy macie zegarki, a my mamy czas".
Abbas – i ktokolwiek po nim przyjdzie – zawsze będzie wolał pokój z Hamasem niż z Izraelem. Wie, że Hamas wciąż cieszy się szerokim poparciem wśród Palestyńczyków, z których większość – według sondaży – stanowczo sprzeciwia się rozbrojeniu tej organizacji terrorystycznej.
Ci, którzy twierdzą, że Hamas nie powinien odgrywać żadnej roli w powojennym rządzeniu Gazą, powinni również domagać się wykluczenia Autonomii Palestyńskiej i Kataru z tego procesu. Dopuszczenie Kataru lub Abbasowskiej Autonomii do Strefy Gazy oznacza tylko otwarcie tylnych drzwi dla Hamasu.
Na ile poważny jest prezydent Donald Trump w kwestii swojego planu pokojowego? Podczas gdy wszyscy ochoczo świętują zakończenie "fazy pierwszej" – uwolnienie izraelskich zakładników w zamian za 2 000 więzionych palestyńskich terrorystów – pozostała część planu dopiero się klaruje.
Plan Trumpa rozpoczął się od ultimatum: jeśli Hamas nie uwolni wszystkich zakładników w ciągu 72 godzin, Izrael otrzyma błogosławieństwo USA, by "skończyć tę sprawę" z pełną mocą.
Godne uznania jest to, że Trump pragnie pokoju i że w swojej pierwszej kadencji doprowadził do powstania Porozumień Abrahama. Teraz udało mu się wynegocjować uwolnienie wszystkich zakładników do 13 października. Jeśli jednak negocjacje będą zmierzały w obecnym kierunku, to pokój będzie ostatnią rzeczą, jaką Trump osiągnie.
Głównym problemem jest to, że Stany Zjednoczone chcą współpracować z krajami wspierającymi terrorystów – takimi jak Katar, Turcja i Egipt – przy czym Katar, jak się dowiadujemy, planował nawet obalić egipski rząd w nowej "Arabskiej Wiośnie". Gdzie więc taka współpraca może nas zaprowadzić?
Katar ma bogatą historię promowania i finansowania islamistycznych ruchów terrorystycznych – ISIS, Talibanu, Hamasu, Frontu Al-Nusra (odłamu Al-Kaidy w Syrii), bojówek w Libii oraz Bractwa Muzułmańskiego. Często występuje w roli "strażaka-podpalacza".
Prezydent Instytutu Badań Mediów Bliskiego Wschodu (MEMRI), Yigal Carmon, ostrzega:
"Nie ma takiej propagandowej sztuczki, której nie zastosowaliby [Turcja Erdoğana, Katar i obecnie Syria Al-Sharaa], by udawać przyjaciół Ameryki. Sztuczka Kataru jest już dobrze znana: najpierw tworzy problem – jak wieloletnie wspieranie Talibanu aż do ich przejęcia Afganistanu, przy amerykańskich ofiarach – a potem pomaga ewakuować amerykańskich żołnierzy, co Trump nazwał 'największym upokorzeniem w historii amerykańskiej polityki zagranicznej'.
Katar robi to wszędzie. Wspiera Hamas, który dokonał zbrodni z 7 października, a potem występuje jako mediator. Katar wspiera każdą islamistyczną organizację terrorystyczną przeciwko jej zsekularyzowanym przeciwnikom."
Propozycje Kataru dotyczące "porozumienia" w Afganistanie zakończyły się tym, że Talibowie są dziś silniejsi niż kiedykolwiek – a 20 lat amerykańskich inwestycji w prawa człowieka, pieniądze i życie poszły na marne.
Carmon pisze również:
"W każdym kraju muzułmańskim, gdzie toczy się walka między islamistami a sekularystami, Katar wspiera islamistów – jak w Gazie, gdzie przez lata wspierał Hamas, budując jego siłę militarną i umożliwiając atak z 7 października... Wszędzie tam, gdzie Katar może zaangażować swoje pieniądze – czy to finansując libańską armię, odbudowę Gazy, czy inwestując na Zachodzie – robi to szerząc przy okazji radykalny wahhabizm. W przypadku Gazy, Libanu i być może Syrii, jedynie napędza nowy cykl islamizmu i terroryzmu."
Katar wydał już podobno 100 miliardów dolarów w samych Stanach Zjednoczonych tylko po to, by kupić tam wpływy.
Trump liczy na Katar jako jednego z głównych sponsorów odbudowy Gazy. Jeśli Katar przyjmie tę rolę, będzie też oczekiwał udziału we władzy – co oznacza współdecydowanie o tym, kto jeszcze będzie mógł rządzić. Kandydatami są: Autonomia Palestyńska, 2 000 powracających terrorystów, a jeśli nie bezpośrednio Hamas, to jego nowe wcielenie. Można by nazwać tę strukturę "Demokratyczną Republiką Gazy", ale pozostanie ona domem dla terrorystów oddanych idei zniszczenia Izraela dla chwały islamu – z przemytem broni takim jak przed masakrą z 7 października. Katar – według niektórych doniesień – ma ambicje, by zastąpić Arabię Saudyjską w roli strażnika islamskich świętości.
W kurorcie Szarm el-Szejk w Egipcie negocjacje prowadzą obecnie: prezydent Egiptu Abdel Fattah el-Sisi; Katar, Turcja, Autonomia Palestyńska-Hamas oraz inne grupy islamistyczne. Ponieważ Trump nie oczekuje, że Egipt lub Turcja sfinansują odbudowę Gazy, przyszłość tej enklawy spoczywa głównie w rękach Kataru i Autonomii Palestyńskiej.
Carmon zauważył 22 lipca:
"Erdoğan udawał sojusznika Trumpa, pomagając mu zlikwidować dowódcę ISIS Abu Bakra Al-Baghdadiego, zdobywając w ten sposób jego zaufanie. Ale zrobił to we własnym interesie – Al-Baghdadi ogłosił się 'emirem wiernych', co Erdoğan postrzegał jako niepotrzebną konkurencję. Nie zrobił tego z sympatii do Trumpa."
Erdoğan od dawna rości sobie też prawo do Jerozolimy jako spuścizny po Imperium Osmańskim, które chciałby odtworzyć – z samym sobą jako sułtanem.
Na ile poważnie należy traktować deklaracje prezydenta Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa, że wspierany przez Iran Hamas "nie będzie miał roli" w rządzeniu Gazą i musi przekazać broń PA? Ani trochę.
W lipcu 2024 roku, niemal rok po ataku Hamasu z 7 października 2023 na Izrael, rządząca frakcja Abbasa, Fatah, podpisała – pod egidą Chin – porozumienie z Hamasem o wspólnym zarządzaniu Strefą Gazy po zakończeniu wojny. Warto przypomnieć, że zbrodnie Hamasu z 7 października obejmowały zamordowanie 1200 Izraelczyków i cudzoziemców oraz uprowadzenie 251 osób.
Zgodnie z porozumieniem, nazwanym Deklaracją Pekińską:
"Tymczasowy palestyński rząd jedności narodowej zostanie utworzony za zgodą wszystkich palestyńskich frakcji, decyzją prezydenta [Abbasa]."
Jak komentował Al-Monitor:
"Taki rząd ma sprawować władzę na całym terytorium palestyńskim, w tym w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu, zjednoczyć wszystkie palestyńskie instytucje, rozpocząć proces odbudowy oraz przygotować wybory powszechne."
Abbas był zatem gotów utworzyć wspólny rząd z Hamasem zaledwie 10 miesięcy po masakrze, w której zginęły tysiące Izraelczyków i Palestyńczyków. Co istotne, Abbas nie wykluczył, że Hamas może otrzymać rolę nie tylko w Gazie, ale także na Zachodnim Brzegu – jak przewiduje Deklaracja Pekińska.
Dlatego też jego niedawne oświadczenie, że Hamas "nie będzie odgrywać roli w rządzeniu", należy traktować z przymrużeniem oka – czy raczej, jak mówią na Bliskim Wschodzie, "z łyżką hummusu". Abbas wypowiedział te słowa w przemówieniu wideo wygłoszonym podczas sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w zeszłym miesiącu.
Sekretarz Generalny ONZ António Guterres powitał porozumienie PA–Hamas z entuzjazmem. W oświadczeniu ONZ z 24 lipca 2024 r.:
"W odpowiedzi na pytania podczas codziennego briefingu w Nowym Jorku rzecznik ONZ Stéphane Dujarric poinformował, że António Guterres 'z zadowoleniem przyjął podpisanie Deklaracji Pekińskiej przez palestyńskie frakcje', dodając, że jest to 'ważny krok na drodze do palestyńskiej jedności'... 'Sekretarz Generalny zachęca wszystkie frakcje do przezwyciężenia różnic poprzez dialog i wzywa do wdrożenia zobowiązań przyjętych w Pekinie', powiedział Dujarric."
Innymi słowy – ONZ nie ma żadnego problemu z tym, by Hamas odgrywał rolę w rządzeniu Gazą, mimo że organizacja ta odpowiada za masakrę z 7 października i wojnę z Izraelem.
Stanowisko ONZ stoi w sprzeczności z 20-punktowym planem pokojowym Trumpa, zgodnie z którym:
"Gazą będzie tymczasowo zarządzać ponadnarodowy, technokratyczny, apolityczny komitet palestyński. Komitet ten będzie się składał z wykwalifikowanych Palestyńczyków i ekspertów międzynarodowych, pod nadzorem i kontrolą nowego międzynarodowego ciała przejściowego – 'Rady Pokoju', której przewodniczyć będzie prezydent Donald J. Trump. W skład wejdą też inni przywódcy państw, w tym były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair."
Na początku tego tygodnia, sekretarz stanu USA Marco Rubio powtórzył, że konieczne jest, aby "Hamas nie miał żadnej roli w palestyńskim rządzie". Rubio wypowiedział się w ten sposób w drugą rocznicę masakry z 7 października, podczas rozmowy telefonicznej z brytyjską minister spraw zagranicznych Yvette Cooper.
Plan pokojowy Trumpa wygląda dobrze – ale tylko dopóki Trump, Netanjahu i Blair pilnują jego realizacji. Co się stanie, gdy ich zabraknie? Jak głosi bliskowschodnie przysłowie: "Wy macie zegarki, a my mamy czas."
Chociaż Abbas potrzebował niemal dwóch lat, by potępić zbrodnie Hamasu, czołowi działacze Fatahu przez cały ten czas wyrażali poparcie dla tej organizacji terrorystycznej.
Abbas Zaki, weteran Komitetu Centralnego Fatahu (najwyższego organu decyzyjnego), bronił ataku z 7 października i chwalił zbrojne skrzydła Hamasu oraz Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu – drugiej co do wielkości grupy terrorystycznej w Gazie:
"Ruch oporu przygotował i zaplanował Operację Potop Al-Aksa z jasnymi celami, w tym zniesieniem izraelskiej blokady, pełnym wycofaniem się z Zachodniego Brzegu i wymianą więźniów."
Dżibril Radżub, inny wysoki rangą działacz Fatahu i były szef palestyńskiej Służby Bezpieczeństwa Prewencyjnego, powiedział w tym tygodniu:
"7 października był częścią [palestyńskiej] wojny obronnej, która trwa od 1948 roku. Zbrojna walka [z Izraelem] nie może być potępiona."
Zarówno Zaki, jak i Radżub wcześniej publicznie popierali utworzenie rządu jedności z Hamasem. W zeszłym roku Zaki powiedział:
"My (Fatah), Hamas, Islamski Dżihad i każda walcząca frakcja stanowimy jedność."
Radżub dodał:
"Każde rozwiązanie konfliktu w Gazie musi uwzględniać Hamas, ponieważ jego ideologiczne i oporowe korzenie są głęboko zakorzenione w strukturze społeczeństwa palestyńskiego."
Jeśli Abbas naprawdę nie chce, by Hamas uczestniczył w rządzeniu, to dlaczego – odkąd Hamas całkowicie wyparł PA ze Strefy Gazy w wyniku zamachu stanu w 2007 roku – nieustannie dążył przez prawie dwie dekady do zawarcia z nim "porozumień pojednawczych"?
Przykłady:
- 2006 – po wygranej Hamasu w wyborach parlamentarnych, Abbas i lider Hamasu Ismail Haniyeh zawierają porozumienie o utworzeniu rządu jedności narodowej.
- 2007 – podpisanie Porozumienia z Mekki: koniec starć zbrojnych Fatahu i Hamasu, powstanie rządu jedności.
- 2008 – Deklaracja z Sany w Jemenie: próba zakończenia sporów.
- 2011 – porozumienie w Egipcie o wspólnym "przejściowym" rządzie technokratów.
- 2012 – Porozumienie z Dohy: ponowne plany wspólnego rządu i wyborów.
- 2014 – kolejna umowa o "pojednaniu" i technokratyczny rząd jedności.
- 2017 – nowe porozumienie z udziałem Kataru, ZEA i Egiptu.
- 2020 – wspólna konferencja prasowa Fatahu i Hamasu: zapowiedź nowego dialogu.
- 2022 – porozumienie w Algierze: wybory prezydenckie i parlamentarne.
Choć porozumienia te nigdy nie zostały w pełni wdrożone, pokazują, że Abbas więcej czasu poświęcił na dogadywanie się z Hamasem niż na poszukiwanie pokoju z Izraelem.
Można bezpiecznie założyć, że gdy wojna w Gazie się skończy, Abbas i jego lojaliści z Fatahu wznowią działania na rzecz "pojednania" z Hamasem pod pretekstem zakończenia podziałów wewnętrznych wśród Palestyńczyków.
Wszystkie rozmowy pokojowe między Izraelem a Autonomią Palestyńską są zawieszone od 2014 roku – czyli od momentu, gdy Abbas zawarł porozumienie z Hamasem.
Mówiąc wprost – Abbas nie chce wracać do negocjacji. Liczy, że ONZ i Zachód narzucą rozwiązanie Izraelowi, tak jak zaproponował to niedawno Macron. Jednostronne uznanie "państwa palestyńskiego" przez kraje zachodnie tylko utwierdza go w przekonaniu, że nie musi prowadzić żadnych rozmów. Skoro Zachód ofiarowuje mu państwo bezwarunkowo, to nie ma o czym rozmawiać.
Abbas – jak i jego następcy – zawsze będą woleli pokój z Hamasem niż z Izraelem. Hamas wciąż cieszy się poparciem społecznym – większość Palestyńczyków, według badań, zdecydowanie sprzeciwia się jego rozbrojeniu. Jeden z sondaży z września 2024 r. wykazał, że niemal 90% Palestyńczyków nie wierzy, że bojownicy Hamasu popełnili zbrodnie uwiecznione na nagraniach, które sami nagrali i transmitowali 7 października.
Ci, którzy twierdzą, że Hamas nie powinien mieć żadnej roli w rządzeniu Gazą po zakończeniu wojny, powinni również domagać się wykluczenia Autonomii Palestyńskiej i Kataru z tego procesu. Dopuszczenie ich do Strefy Gazy oznacza tylko jedno – otwarcie drzwi dla nowej wersji Hamasu, która wróci tylnym wejściem.
Khaled Abu Toameh – arabski nagradzany dziennikarz z Jerozolimy.