Obawiając się spadku popularności, szczególnie w obliczu nadciągającego kryzysu gospodarczego, islamistyczny władca Turcji, prezydent Recep Tayyip Erdoğan, wydaje się gonić za nowymi wojnami z rzeczywistymi lub wyimaginowanymi wrogami. (Zdjęcie: Chris McGrath/Getty Images) |
Obawiając się spadku popularności, szczególnie w obliczu nadciągającego kryzysu gospodarczego, islamistyczny władca Turcji, prezydent Recep Tayyip Erdoğan, wydaje się gonić za nowymi wojnami z rzeczywistymi lub wyimaginowanymi wrogami.
Dane z wyborów oraz badania pokazują, że Turcy mają tendencję jednoczenia się wokół przywódcy w czasach kryzysów lub starć z zagranicznymi wrogami. Na przykład, według instytutu badania opinii publicznej, Metropoll, wskaźnik poparcia Erdoğana sięgnął 71,1% w grudniu 2013 roku, kiedy przedstawił wielki zestaw oskarżeń wobec niego i jego rodziny o korupcję jako "próbę zamachu stanu". W wyborach parlamentarnych w 2015 roku głosy na Erdoğana w całym kraju spadły do 37,5% i jego partia Sprawiedliwość i Rozwój utraciła parlamentarną większość po raz pierwszy od dojścia do władzy w 2002 roku.
Wskaźnik poparcia Erdoğana wzrósł ostro do 67,6% po nieudanym zamachu stanu na jego rząd w lipcu 2016 roku. U szczytu kryzysu COVID-19 wskaźnik poparcia wynosił solidne 55,8%. Metropoll podał, że obecny wskaźnik poparcia wynosi 50,6%. Uważa on, że potrzebuje nowych napięć z dawnymi i obecnymi przeciwnikami Turcji.
Ostatnio, potępiając historyczną umowę o normalizacji stosunków między Izraelem i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi (ZEA), Erdoğan powiedział, że "ponieważ stoimy po stronie Palestyny" rozważa wycofanie ambasadora Turcji z ZEA. "Dałem instrukcje mojemu ministrowi spraw zagranicznych... Możemy zawiesić stosunki dyplomatyczne [z ZEA] i odwołać naszego ambasadora z Abu Dhabi" - powiedział Erdoğan.
Jeśli zrobi to, Turcja będzie jedynym krajem w regionie, który nie ma stosunków dyplomatycznych z Armenią i Cyprem, i nie ma stosunków na poziomie ambasadorów z Syrią, Israelem, Egiptem i ZEA. Stosunki Turcji z wieloma krajami, z którymi ma pełne więzi dyplomatyczne, nie są w dużo lepszym stanie.
Pod koniec lipca, jeszcze przed umową ZEA-Izrael, turecki minister obrony, Hulusi Akar, powiedział dziennikarzom Al Dżaziry, że Turcja pociągnie Abu Dhabi do odpowiedzialności we właściwym czasie i miejscu za "nikczemne działania w Libii i w Syrii". Powiedział, że ZEA jest "funkcjonalnym krajem, który służy innym politycznie i militarnie, i jest zdalnie sterowany".
Turcja ewidentnie żywi głęboki gniew wobec każdej umowy, która może pomóc ustabilizować jeden z najbardziej wybuchowych regionów świata. 3 sierpnia tureckie ministerstwo spraw zagranicznych potępiło porozumienie naftowe między mieszczącą się w USA firmą a syryjskimi Kurdami w sprawie badania i rozwoju pól naftowych w północnowschodniej Syrii. W północnowschodniej Syrii, gdzie Turcja opanowała małe przyczółki, groziła militarną reakcją na potencjalne ataki na jej siły.
Są również "gorętsze" spory. Ignorując międzynarodowe starania o znalezienie dyplomatycznego rozwiązania sporów dotyczących morskich granic z tradycyjnym egejskim rywalem, Grecją, 10 sierpnia Turcja ponowiła poszukiwania złóż ropy i gazu na Morzu Śródziemnym – zaledwie jeden dzień po tym, jak rząd Turcji powiedział, że opóźni badania przybrzeżne, by szukać dyplomatycznego rozwiązania z Grecją.
Francuski prezydent, Emmanuel Macron, wezwał do ukarania Turcji i oskarżył jej rząd o naruszanie praw Grecji i Cypru. W obliczu wzrastającej pewności siebie Turcji Macron rozkazał także marynarce francuskiej na wschodnim Morzu Śródziemnym, by dostarczyła Grecji pomocy militarnej. W kolejnym posunięciu Francja podpisała umowę obronną z Cyprem. Porozumienie weszło w życie 1 sierpnia. Dwuletnie Porozumienie o Kooperacji Obronnej obejmuje sprawy energii, zarządzania kryzysem, kontrterroryzmu i bezpieczeństwa na morzu oraz współpracę gospodarczą między Cyprem i Francją.
Podczas gdy impas pogłębiał się, grecki premier, Kyriakos Mitsotakis, zwołał radę bezpieczeństwa narodowego swojego kraju. Oświadczenie wydane po spotkaniu przypominało czasy przedwojenne: "Jesteśmy w pełnej politycznej i operacyjnej gotowości – powiedział minister stanu, George Gerapetritis, w państwowej telewizji ERT. – Większość floty jest gotowa do akcji, gdziekolwiek to będzie konieczne".
Jeśli do tego niebezpiecznego obrazu dodać marynarki cypryjską, izraelską i egipską, Turcja stoi naprzeciwko potężnych sił morskich na Morzu Śródziemnym. W jednym niebezpiecznym incydencie 14 sierpnia dwa okręty wojenne, fregata greckiej marynarki, Limnos i turecki TCG Kemalreis, zderzyły się na wschodnim Morzu Śródziemnym.
Wszystkie te turecko-greckie napięcia na morzach Egejskim i Śródziemnym wzmacniają trwającą od stulecia turecką nostalgię do odebrania kilku greckich wysp. "Yeni Safak", zaciekle popierająca Erdoğana gazeta, sugerowała, że turecka armia powinna najechać 16 greckich wysp.
Na stronie internetowej "Greek City Times" komentowano:
"Dyskusja o wojnach i najechaniu greckich wysp jest... taktyką używaną przez reżim tureckiego prezydenta, Recepa Tayyip Erdoğana, by odciągnąć uwagę tureckiego społeczeństwa od tragicznej sytuacji ekonomicznej".
Koncepcja Erdoğana na zdobywanie głosów przez wzniecanie konfliktów regionalnych nie jest ograniczona tylko do morskich awantur. W sytuacji nagłego wybuchu przemocy na granicy Azerbejdżanu i Armenii 12 lipca armie turecka i azerska przeprowadziły dwutygodniowe wspólne manewry z udziałem sił powietrznych i lądowych tych tradycyjnych sojuszników.
Na południowym wschodzie Turcji Irak winił Ankarę za atak dronów, w którym zabito dwóch wysokich rangą oficerów irackich. Incydent zdarzył się na krótko przed planowaną wizytą tureckiego ministra obrony, Hulusiego Akara w Bagdadzie. Wściekły rząd iracki powiedział, że turecki minister nie jest dłużej mile widziany.
Erdoğan potrzebuje epickich opowieści o militarnej potędze przeciwko rzeczywistym lub sfabrykowanym zagranicznym wrogom, by je opowiadać coraz większej liczbie niezadowolonych wyborców w sytuacji upadającej gospodarki. To jest zła wiadomość dla całego regionu.