Mój kampong [wieś] leży na przedmieściach Surabaya, drugiego co do wielkości miasta w Indonezji. Gęsto upakowany w wąskich uliczkach składa się z ponad czterdziestu domów, ustawionych jak kłody, bez żadnych przerw między nimi, gdzie można byłoby przejść. Część mieszkańców pracuje dla rządu lub w szkołach publicznych; niektórzy mają małe sklepy. Większość jest muzułmanami, poza trzema rodzinami chrześcijańskimi.
Garść roślin dostarcza nam zieleni, ale tuż na końcu ulicy wyrastają sklepy: duży dom towarowy, stacja benzynowa, banki z długimi rzędami bankomatów i inne obiekty, które powodują, że czujemy się małą częścią rosnącej Indonezji.
Kiedy wprowadziliśmy się tutaj, wydawała się być idealnym miejscem. Było tylko dwanaście rodzin; spotykaliśmy się na imprezach; czuliśmy się bliscy sobie. Co miesiąc odbywały się spotkania społeczności; gospodarz przygotowywał przegryzkę, a czasami posiłek. Kiedy ktoś z nas był w pobliskim szpitalu, zazwyczaj jeździliśmy tam grupami w odwiedziny, żeby wręczyć choremu kilka niewielkich darów, jakie zbieraliśmy wśród sąsiadów. Tylko jedna kobieta, nawrócona na islam, nosiła chustę na co dzień; pozostałe nosiły ją tylko wtedy, kiedy było to konieczne: na spotkaniach publicznych, podczas świąt lub na obchodach Dnia Niepodległości 17 sierpnia.
Wieczory sobotnie były długie. Ludzie siedzieli na zewnątrz na chodnikach lub sfatygowanych krzesłach i dyskutowali o wielu sprawach, szczególnie przed wyborami. Indonezja była wtedy pod rządami prezydenta Susilo Bambang Yudhoyono, absolwenta amerykańskiego Webster University.
Święta religijne były momentami szczęścia i radości. Ludzie otwierali serca; niebo zstępowało i poruszało nas. Odwiedzaliśmy się wzajemnie po wczesnych modłach porannych w Eid al Fitr. Każdy mówił, "Minal Aidin Wal Fa Idzin" ("Wielu kolejnych świąt") i "Mohon Maaf Lahir Batin" ("Proszę wybacz mi moje winy"). Stara tradycja Megengan, kiedy rodziny wymieniają się żywnością i przysmakami – nie tylko obejmująca muzułmanów, ale także chrześcijan, katolików, hindusów i buddystów – zawsze poprzedzała ramadan.
W Boże Narodzenie trzy rodziny chrześcijańskie witały gości. Wizyty naszych muzułmańskich przyjaciół w naszym domu pozwalały nam zrozumieć, jak wspaniały jest nasz naród i, oczywiście, nasza religia. Nasi muzułmańscy przyjaciele życzyli nam "Wesołych świąt Bożego Narodzenia".
"Islam z uśmiechniętą twarzą" - tak "Newsweek" nazwał w 1996 r. islam indonezyjski. To określenie dodało nam dumy z naszej gościnności kulturowej (około 90% Indonezyjczyków jest muzułmanami): wszyscy są dobrzy, wszyscy są umiarkowani; wszyscy szanują wartości humanistyczne i zgodne życie.
Ale, wraz z upadkiem Suharto po 32 latach u władzy, kilku indonezyjskich muzułmanów, którzy najwyraźniej podzielali jakieś wszechświatowe marzenie, podjęło próby realizacji tego marzenia. Twardogłowi duchowni, którzy za czasów Suharto żyli na wygnaniu, powróciło do kraju. Znaleźli dojście do mas, do bloków władzy wspieranych ich sieciami i sponsorami. To marzenie ustanowienia państwa muzułmańskiego, a przynajmniej muzułmańskiego społeczeństwa, zaczęło wydobywać się szybko na powierzchnię.
Niewinna większość nie musi mieć "wielkiej idei"; potrzebuje tylko przywódców i kierunku. Nowi przywódcy szerzyli swoje idee: wielkość islamu, wielkość muzułmanów; wielkość islamskiej więzi. Doktryna: "wszyscy muzułmanie są twoimi braćmi i siostrami" była teraz wszędzie.
Część twardogłowych duchownych wyszła ze swoich tradycyjnych szkół z internatami i zaczęła wspinać się po drabinie politycznej. Niektórzy z nich, włącznie z duchownymi należącymi do Rady Duchownych Indonezyjskich (MUI) – najwyższego organu islamskiego w kraju – i niektórzy pobratymcy duchownych saudyjskich i jemeńskich, jawnie wystawiali swój islam o nowym zapachu: islam Bliskiego Wschodu. Modlitwy społeczne, modlitwy piątkowe, gazety i programy telewizyjne zaczęły huczeć ideą supremacji islamskiej.
Zaszło wiele zmian. W 1980 r., za Suharto i jego potężnej, biurokratycznej Partii Golkar, kobiety niemal nigdy nie nosiły chust, nie mówiąc już o hidżabach i nikabach. Wiele kobiet wówczas szukało nowych, barwnych chust i kosmetyków. Te kobiety miały szczęście: nowe towary, uzbrojone w certyfikat halal od naszej MUI, są teraz w sklepach. Suknie w arabskim stylu są w butikach. Wszędzie są długie płaszcze w arabskim stylu z chustami. Morze białych strojów zalewa place, spotkania modlitewne, meczety. Jedna ze znanych postaci w Surabaya (która poprosiła o anonimowość), powiedziała: "Dzisiaj kobiety muzułmańskie czują się niedobrze, jeśli nie noszą chust. Mogą zostać uznane za niewierne lub nie dość pobożne".
Mężczyźni z długimi, rozczochranymi brodami, znakami na czołach i w arabskim ubiorze trzymają muzułmański rodzaj różańca; skandują rozmaite imiona Boga, a ich wargi poruszają się bezgłośnie – ci mężczyźni są teraz wszędzie. Podczas spotkań modlitewnych często słyszy się dyskusje o tym, jak zachowywać się jak muzułmanin. Seminaria, konferencje i gazety, szczególnie podczas ramadanu, omawiają wielkość muzułmanów i islamu.
Niestety, wraz z tym rozwojem sytuacji nasze szczęśliwe momenty znikają z wielką szybkością. Dla niektórych bycie muzułmaninem oznacza wykluczanie innych. Społeczeństwo polaryzuje się; niektórzy ludzie nie chcą mieć nic wspólnego z ludźmi innego wyznania.
Słyszymy o rajdach na kościoły, świątynie chrześcijańskie i meczety małej sekty ahmadija. Inne święta religijne, szczególnie Boże Narodzenie, są teraz naznaczone przez tych, którzy są za nimi i przeciwko nim, z powodu wydanych fatw.
MUI, najwyższy organ islamski w Indonezji, oznajmia, że nie chce, by muzułmanie pozdrawiali chrześcijan podczas Świąt Bożego Narodzenia; zostało to uznane za grzech. Wielu ludzi boi się etykietki "niewierny", lub obwiniana za zbyt dużą uprzejmość wobec chrześcijan. Nadal możemy podawać sobie ręce, ale wszystko inne jest zabronione. "Powiedzenie 'Wesołych Świąt Bożego Narodzenia' – jak mi wyjaśnił przyjaciel – jest sprzeczne z moją religią. To pozdrowienie uznaje Jezusa Chrystusa za Allaha".
Walentynki to kolejny dzień wielkiego niepokoju o rzekome "wpływy chrześcijańskie". Niektórzy dyrektorzy instytucji edukacyjnych wydali okólniki zakazujące studentom obchodzenia tego dnia (tutaj, tutaj, tutaj).
12 marca król Salman z Arabii Saudyjskiej zakończył wizytę w Indonezji; wsiadł do swojego królewskiego samolotu i odleciał do Japonii. Kurz nad pasem startowym wzbił się w powietrze. Wspomnienia wizyty Jego Królewskiej Mości osiadają w umysłach naszych ludzi.
Po boomie naftowym, Rewolucji Irańskiej i kryzysie zakładników w ambasadzie USA w Iranie, muzułmanie indonezyjscy uwierzyli, że moc muzułmanów powróciła.
Prezydent Indonezji Joko Widodo (na pierwszym planie po lewej) spotyka króla Arabii Saudyjskiej Salmana (na pierwszym planie po prawej) na lotnisku Halim Perdanakusuma w Indonezji. (Zdjęcie: Indonesian Presidential Palace) |
Jacobus E. Lato: Pisarz indonezyjski, mieszka w Surabaya.