W każdej epoce intelektualiści uparcie trwają przy jednym pojęciu jako porządkującej zasadzie dla zrozumienia teraźniejszości i dla rozważań o przyszłości. Od końca lat 1940., kiedy kończyła się epoka kolonialna, modnym pojęciem była "modernizacja" i jej odmiany, takie jak "rozwój" i "postęp".
Nie było jednak całkiem jasne, co stanowi modernizację. Ani też do jakiego modelu powinny aspirować narody w swoim dążeniu do postępu i rozwoju.
W latach 1970. irańska stolica, Teheran, była ulubionym miejscem pielgrzymek intelektualistów z całego świata, którzy pragnęli testować te idee w kraju wyróżniającym się tym, że nie był ani kolonią, ani kolonizatorem, niemniej jego przywódcy z entuzjazmem przyjęli ewangelię modernizacji. Dla dziennikarza przybycie tak wielu znanych intelektualistów, między innymi ludzi takich jak Gunnar Myrdal, W.W. Rostow, G.K Galbraith, Raymond Aron, Henri Lefebvre, Carlo Schmidt, Talcot Parsons i David Apter, czyniło z Teheranu rodzaj sklepu z cukierkami dla dzieci. Miałem rzadki przywilej spędzenia wielu godzin z wszystkimi niemal gośćmi, zarówno w formalnych wywiadach, jak w nieformalnych rozmowach.
Ich przesłaniem było: Spieszcie się! Modernizujcie!
Temat modernizacji podjęto w seriach debat telewizyjnych w Teheranie, w których intelektualiści modni wówczas w Iranie dyskutowali zażarcie o najlepszych sposobach wejścia Teheranu do "nowoczesnego świata".
Nie wiedzieliśmy wówczas, do jakiego stopnia nasze "orientalne" społeczeństwa już były nowoczesne dzięki przyjęciu pewnych najbardziej kontrowersyjnych aspektów modelu zachodniego.
Tradycje, które przez stulecia dostarczały kompasu moralnego, zostały teraz odrzucone jako nieporęczne, jeśli nie wręcz oznaki zacofania. Stare instytucje, takie jak plemiona, cechy, reguły bractwa sufickiego, hierarchie duchownych i sieci rodzinne, które równoważyły władzę państwa, zostały rozwiązane lub osłabione, pozostawiając władzę skoncentrowaną w niewielu rękach centralnego rządu.
Celem był "westernizacja", tak szybka jak to możliwe, nawet jeśli miałoby to znaczyć zniszczenie rodzimej kultury, która teraz wydawała się uschnięta lub zdegenerowana. Dla tych, którzy chcieli lepszego z obu światów, idealnym modelem była Japonia – naród, który podobno "westernizował się", zachowując swoje tradycyjne wartości i instytucje.
Tym, co ignorowali ci, którzy podziwiali Japonię, był sposób, w jaki Japonia "weszła do nowoczesnego świata". Zapomnieli, że nowoczesna, zwesternizowana Japonia zrodziła się w Hiroszimie i Nagasaki i że kołysały ją po narodzeniu amerykańskie siły okupacyjne, które nadal pielęgnowały swoje dziecko dziesięciolecia później.
Ignorowali więc, że modernizacja a la Japonais wymagała chrztu przez ogień, jakiego niewielu pragnęłoby, gdyby się nad tym zastanowili.
Inną rzeczą, jaką ignorowali, było to, że w naszym zakątku świata, to jest na Bliskim Wschodzie, machina państwowa zmodernizowała się przez wzmocnienie władzy i rozwinięcie nowych sposobów kontroli, manipulacji i ucisku. To z kolei doprowadziło do zwesternizowania części tradycyjnego społeczeństwa, które teraz używało zasadniczo zachodniej narracji w walce z ustalonym porządkiem.
Na przykład, dyskurs zmarłego ajatollaha Chomeiniego zawdzięczał więcej Leninowi i Stalinowi niż wielkim filozofom i teologom muzułmańskim minionych wieków.
Przechwycenie władzy przez mułłów w 1979 r. podkreśliło skok Iranu w "westernizację". Rewolta została nazwana "rewolucją", co jest pojęciem zachodnim, dla którego nie mamy słowa w języku perskim. (użyli terminu z klimatologii "enqelab", który znaczy (zakłócenie - Arabowie używają go w znaczeniu coup d'état.)
Mułłowie zorganizowali referendum, napisali konstytucję, zaprojektowali zachodniego stylu flagę, stworzyli milicję w trockistowskim stylu i zbudowali kult jednostki wokół Chomeiniego, wzorowany na kulcie Stalina. Jedynymi tradycyjnymi metodami, jakich użyli, było pojmowanie zakładników, kamienowanie kobiet i masowe mordowanie rzeczywistych lub wyimaginowanych przeciwników. System, jaki stworzyli, zawdzięcza więcej metodom opisanym w Roku1984 George'a Orwella niż Cnotliwemu miastu (Al- Madinat al-Fadilah) Farabiego. Czterdzieści lat później widzimy w Iranie teokrację gangsterską, która wygląda bardziej jak Cosa Nostra niż rząd islamski, nawet gorszy niż rządy Sarbedarów w Średniowieczu.
Wygląda jednak na to, że "modernizacja" szerzy się nadal, zdobywając nasz region.
Uderzyła mnie ta myśl, kiedy wieczorem oglądałem przez blisko dwie godziny filmy wideo z Syrii i Iraku na specjalnym pokazie w londyńskim studio telewizyjnym.
Zobaczyłem "zmodernizowany" Bliski Wschód z armiami maszerującymi przez wypalone równiny, żołnierzami i najemnikami przeklinającymi w dziesiątku różnych języków, chórem armat i choreografią pojazdów opancerzonych i czołgów. Widziałem uchodźców i ich obozy, druty kolczaste, wieżyczki strażnicze, głośniki szerzące najnowszą wersję prawdy. Były tam pola minowe i rozpaczające matki, nagie dzieci i ofiary ataków bronią chemiczną. Niebo było upstrzone samolotami zrzucającymi więcej bomb na Syrię i Irak niż na Niemcy podczas II wojny światowej.
Tak. I było tam zdjęcie pokazujące zmasakrowane ciało dziecka obok jego misia pluszowego, wizerunek tragedii w stylu zachodnim. Tymczasem my na wygnaniu zapalamy świeczki i zachowujemy minutę milczenia na placach Paryża, Londynu lub Nowego Jorku. Nawet nasza żałoba została zwesternizowana.
Krajobraz ruin, przypominający Berlin, Warszawę lub Leningrad w 1945 r. – innymi słowy, bardzo nowoczesny, bardzo zachodni. Tak wyglądała Europa w 1918 lub 1945 r., tylko powiększone wielekroć dzięki większej sile destrukcji, jaką dysponujemy obecnie.
Zdjęcia z Syrii i Iraku przypominały mi filmy dokumentalne Billy Wildera i Raoula Walsha w Europie Zachodniej po II wojnie światowej i kroniki filmowe Pathé z Japonii po Hiroszimie i Nagasaki.
Zdjęcia z Syrii i Iraku przypominają kroniki filmowe z Japonii po Hiroszimie i Nagasaki. Zdjęcie powyżej: Nagasaki, Japonia, 24 września 1945, sześć tygodni po zniszczeniu miasta przez bombę atomową. (zdjęcie z: U.S. Marine Corps/Wikimedia Commons) |
Staliśmy się zmodernizowani i zwesternizowani dawno temu nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Iran stał się zmodernizowany, kiedy Chomieni zorganizował egzekucje co najmniej 4 tysięcy ludzi w jeden weekend, czego nie wyobrażał sobie nawet krwiożerczy Agha Mohammad Chan Kadżar. Syria stała się nowoczesna, kiedy Hafez Al-Assad zabił 20 tysięcy ludzi w Hama, czego nie wyobrażał sobie żaden kalif Umajjadów. A czy nie było oznaką modernizacji Iraku zagazowanie przez Saddama Husajna 5 tysięcy własnych obywateli, koszmar, który nie przyszedłby do głowy Harunowi al-Raszidowi?
Rezultaty pokoleń marzących o modernizacji i westernizacji są przed naszymi oczyma i dzięki nowoczesnej technologii możemy je natychmiast oglądać w najodleglejszych zakątkach regionu. My wszyscy, włącznie z władcami i z rządzonymi, intelektualistami i zwykłymi ludźmi, bogatymi i biednymi, zmodernizowaliśmy nasze społeczeństwa przez stworzenie ruin, z których można by usypać Everest, i dziesiątków milionów sterroryzowanych uchodźców. Jedyne, co zachowaliśmy z naszej tradycji, to zaprzeczanie własnej odpowiedzialności i obwinianie o to wszystkich innych.