
Przygotowując się do opuszczenia urzędu, niektórzy członkowie administracji Bidena piszą artykuły i wygłaszają przemówienia, aby doradzać nowemu zespołowi Trumpa w wielu kwestiach. Istota ich przesłania jest prosta: zróbcie to, co próbowaliśmy zrobić, ale nam się nie udało!
Jednym z takich problemów jest nieustanny ból głowy, jaki Iran przysporzył ośmiu prezydentom USA na przestrzeni prawie pół wieku.
Jeden z ustępujących urzędników, Richard Nephew, który kierował działem ds. Iranu w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, wzywa do "dialogu i negocjacji" z entuzjazmem bezdomnego chłopca patrzącego w okno sklepu ze słodyczami.
Jego entuzjazm znalazł oddźwięk wśród nowego zespołu prezydenckiego w Teheranie. Muhammad Reza Aref, który awansował na "wiceprezydenta" u boku prezydenta Masouda Pezeszkiana, pisze: "Jesteśmy zainteresowani dialogiem i negocjacjami" i dodaje, że dyplomacja stanowi klucz do wszystkich problemów.
(Jest nazywany asystentem prezydenta, ponieważ irańska konstytucja nie przewiduje stanowiska wiceprezydenta.)
Oficjalna agencja informacyjna IRNA posuwa się jeszcze dalej, udając, że kilka krajów, w tym Japonia, Oman i Irak, mogłoby pełnić rolę "mediatorów", torując drogę do negocjacji.
Madżid Tacht-e-Ravanchi, który jest zastępcą ministra spraw zagranicznych ds. politycznych, gra tę samą melodię, ale w ramach własnej wstawki muzycznej.
Zapomniał o stanowczym oświadczeniu swojego ministra Abbasa Arkachiego z października ubiegłego roku, że umowa nuklearna JCPOA z 2015 r. jest "martwa i pogrzebana", i próbuje przedstawić kuszącą perspektywę, w której rozmowy nuklearne rozszerzyłyby się na "wszystkie inne kwestie".
Prezydent USA Joe Biden wyraził podobną ułudę na początku swojej czteroletniej kadencji w Białym Domu rzucając zwięzłe hasło "Dyplomacja powraca!" Teraz jednak wiemy, że dyplomacja, która rzekomo została wyrzucona przez prezydenta Donalda J. Trumpa, nie powróciła z dwóch powodów.
Pierwszym było to, że Biden i wielu innych fetyszystów dyplomacji przed nim traktowało ją nie jako narzędzie do osiągania celów politycznych, lecz jako cel sam w sobie.
Henry Kissinger dał się wpuścić w maliny swoim naiwnym pojmowaniem odprężenia, które zakładało równość między Związkiem Radzieckim a "wolnym światem" kierowanym przez Stany Zjednoczone, co prawdopodobnie pomogło przedłużyć istnienie Imperium Zła.
Zmarły niedawno Jimmy Carter szczycił się zawarciem niesławnego Porozumienia o Ograniczeniu Strategicznych Zbrojeń (SALT), które uwolniło ZSRR od ciężaru wyścigu zbrojeń. Carter nigdy nie zastanawiał się nad pytaniem, że skoro strategiczne uzbrojenie stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa USA, to dlaczego nie dążyć do jego wyeliminowania, a nie ograniczania? Fetyszyści dyplomacji zauważyli, że przed SALT wojna termojądrowa między dwoma "supermocarstwami" mogła zniszczyć świat 22 razy, podczas gdy po SALT można go było zniszczyć tylko 20 razy.
Innym powodem dyplomatycznej porażki było to, że kolejne administracje USA próbowały zbudować układankę z różnych elementów, które ciągle się zmieniały, ponieważ nie było żadnego obrazu przewodniego. IRNA przypomina "Porozumienie algierskie" zawarte przez Algierię. Zapomina jednak, że omawiane porozumienie dotyczyło jedynie uwolnienia amerykańskich dyplomatów przetrzymywanych jako zakładników w Teheranie, czego Carter potrzebował, aby zachować szanse na reelekcję. Nie doprowadziło to nawet do zakończenia brania kolejnych zakładników przez mułłów, którzy w ciągu czterdziestu kolejnych lat pojmali ponad 1500 zakładników z 43 krajów, w tym wielu Amerykanów.
"Umowa nuklearna" Obamy była kolejnym przykładem drzewa, które zasłaniało las. Obama najwyraźniej nigdy nie zastanawiał się, dlaczego kraj, który ma tylko jedną elektrownię jądrową – zbudowaną przez Rosję, która gwarantowała dostawę paliwa przez cały okres jej istnienia – musi wydawać ogromne sumy na wzbogacanie uranu, który nie ma żadnego oczywistego pokojowego zastosowania.
Sekretarz stanu Obamy, John Kerry, pochwalił umowę nuklearną jako triumf dyplomatyczny, ponieważ Iran zgodził się nie wzbogacać uranu powyżej 6 procent do 2025 r., kiedy to "umowa" ma się zakończyć. Kerry pewnie nie wiedział, że gdy już zdobędziesz przemysłowe środki na wzbogacanie uranu, możesz przyspieszyć proces, aby osiągnąć poziom potrzebny do zbudowania bomby.
To był jeden z przykładów dopasowywania kawałka do układanki bez wiedzy, jaki ma być jej ostateczny kształt. Pytanie, którego Obama i Kerry nie poruszyli, brzmiało, dlaczego mułłowie mogliby chcieć zbudować bombę i co mogliby z nią zrobić, gdyby ją zbudowali.
Robert Malley, dyplomata na pół etatu, który popierał mułłów, a którego Biden nazwał "człowiekiem od rozmów z Iranem", miał odpowiedzi. Powiedział, że Iran zachowywał się w taki sposób, ponieważ czuł się bezbronny i niepewny, a zatem potrzebował swojego programu nuklearnego, zapasów pocisków i sił zastępczych w regionie jako potrójnego środka odstraszającego. Dlatego też zalecił całkowitą kapitulację zgodnie z wytycznymi "Najwyższego Przewodnika" Alego Chameneiego.
Malley nie zapytał, dlaczego reżim czuje się tak bezbronny i zagrożony, że potrzebuje takich środków odstraszających?
Odpowiedź była oczywista: ponieważ Najwyższy Przywódca otwarcie mówił o wymazaniu Izraela z mapy, o eksporcie rewolucji, braniu zakładników, tworzeniu państwa w państwie w Iraku, Syrii, Libanie i wschodniej części Jemenu oraz wysyłaniu oddziałów morderców, aby zabijały prawdziwych lub wyimaginowanych przeciwników w 11 krajach, w tym w Stanach Zjednoczonych. Gdyby irańscy mułłowie postanowili nie robić żadnej z tych rzeczy, kto chciałby im grozić z powodu domniemanego arsenału nuklearnego? W końcu USA i ich sojusznicy nigdy nie nałożyli sankcji na żaden kraj z powodu broni nuklearnej.
Jednak w przeciwieństwie do amerykańskich polityków i ekspertów, Chamenei doskonale widzi cały obraz układanki, którą pomógł ułożyć.
Oto co powiedział:
"Założenie, że problemy kraju można rozwiązać poprzez rozmowy lub nawet stosunki z Ameryką, jest oczywistym błędem. Ameryka ma fundamentalne problemy z samą naturą naszego reżimu. Czy nasze problemy z Ameryką skończą się, jeśli wycofamy się w kwestii nuklearnej? Nie! Podniosą kwestię naszych rakiet. Po co wam tyle rakiet i co zamierzacie z nimi zrobić? Następnie podniosą kwestię Osi Oporu, którą stworzyliśmy (w całym regionie). Jeśli rozwiążemy te problemy i wycofamy się, podniosą kwestię praw człowieka. Ale nawet jeśli się wycofamy, będą żądać rozdziału religii od państwa. Innymi słowy, chcą, abyśmy stali się zwykłym krajem, czym nigdy nie może być system stworzony przez imama Chomeiniego!"
No i proszę!
Chamenei przedstawia szczegółowy plan negocjacji z Iranem.
Zaakceptuj Iran na jego warunkach, ze wszystkimi jego wadami i zaletami, i nie daj się nabrać na fetysze dyplomatycznych bzdur serwowane przez Obamę, Malleya i Kerry'ego.