Kto powiedział, że Palestyńczycy nie mają respektu dla Arabii Saudyjskiej i pozostałych krajów arabskich? On sami.
Palestyńczycy mają respect dla pieniędzy swoich arabskich braci. Brakuje im jednak respektu dla szefów państw arabskich i dla władz i rodzin królewskich w tych krajach.
Ważne jest wzięcie tego pod uwagę w świetle narastających pogłosek o staraniach Arabii Saudyjskiej, by pomóc administracji Trumpa w promowaniu wszechstronnego planu pokojowego na Bliskim Wschodzie, którego szczegóły pozostają nęcąco tajemnicze.
W zeszłym tygodniu Saudyjczycy niespodziewanie wezwali prezydenta Autonomii Palestyńskiej (AP), Mahmouda Abbasa, do Rijadu na rozmowy o propozycji Trumpa rozwiązania konfliktu izraelsko-arabskiego, promowanej przez Jareda Kushnera.
Według niepotwierdzonych doniesień, Saudyjczycy naciskali na Abbasa, by poparł "plan pokojowy" administracji Trumpa. Abbas powiedział podobno, że miał do wyboru albo zaakceptować, albo ustąpić z urzędu. Na tym etapie pozostaje niejasne, jak Abbas odpowiedział na saudyjskie "ultimatum."
Abbas podczas poprzedniej wizyty w Arabii Saudyjskiej 23 lutego 2015 r. na spotkaniu z królem saudyjskim Salmanem. (Zdjęcie: Thaer Ghanaim/PPO via Getty Images) |
Jeśli to prawda, "ultimatum" saudyjskie jest równoznaczne z proszeniem go o podpisanie na siebie wyroku śmierci. Abbas nie może pozwolić sobie na to, by jego ludność uznała, że zgodził się na amerykański "plan pokojowy", który nie w całości spełnia ich żądania. Abbas wielokrotnie mówił wyraźnie, że nie zaakceptuje niczego mniej niż suwerenne państwo palestyńskie na wszystkich ziemiach sprzed 1967 r., włącznie z wschodnią Jerozolimą. Podkreślał też, że Palestyńczycy nigdy nie zrezygnują z "prawa powrotu" dla milionów "uchodźców" do ich dawnych domów na terenach Izraela. Ponadto Abbas wyjaśnił, że Palestyńczycy nie zaakceptują obecności ani jednego Izraelczyka w swoim przyszłym państwie palestyńskim.
Abbas dobrze wykonał swoją brudną robotę. Wie, że nie może wrócić do swojej ludności z czymkolwiek mniej niż to, co im przyrzekł. Wie, że jego ludność została zradykalizowana do takiego punktu, że nie zgodzą się na żadne ustępstwa ani na kompromis z Izraelem.
A kto jest odpowiedzialny za tę radykalizację? Abbas i inni przywódcy palestyńscy, którzy bez ustanku powtarzają w mediach, debatach politycznych i w meczetach, że jakiekolwiek ustępstwo wobec Izraela jest po prostu czystą zdradą.
Byłoby więc naiwnością sądzenie, że Arabia Saudyjska lub jakikolwiek inny kraj arabski będzie w stanie zmusić przywódcę palestyńskiego do zaakceptowania "planu pokojowego", który wymaga od Palestyńczyków uczynienia ustępstw na rzecz Izraela. Abbas może mieć sporo respektu dla ambitnego następcy tronu Arabii Saudyjskiej, Mohammeda bin Salmana. Ten respekt jednak zatrzymuje się na tym, co z pewnością z punktu widzenia Abbasa graniczy z politycznym samobójstwem – i skrajnym ryzykiem osobistym.
Abbas jest teraz w katastrofalnej sytuacji. Potrzebuje poparcia swoich arabskich braci, a tylko tego może oczekiwać od krajów arabskich, z których większość nie daje Palestyńczykom ani grosza. Warto zauważyć, że kraje arabskie właściwie porzuciły Palestyńczyków po tym, jak OWP i Jaser Arafat otwarcie poparli inwazję Saddama Husajna na Kuwejt w 1990 r. Kuwejt był jednym z kilku państw Zatoki, który dostarczał Palestyńczykom miliardy dolarów rocznie. To się jednak skończyło.
Od tego czasu Palestyńczycy niemal całkowicie zależą do amerykańskiej i europejskiej pomocy finansowej. Można spokojnie założyć, że USA i UE mają większą zdolność skutecznego wywierania nacisku na Palestyńczyków niż większość krajów arabskich.
Niemniej, żaden Amerykanin lub Europejczyk na powierzchni tej Ziemi nie może zmusić palestyńskiego przywódcę do podpisania traktatu pokojowego z Izraelem, który odrzuciłaby przeważająca większość Palestyńczyków.
Wynikiem "wszechstronnego rozwiązania" Trumpa może być podpisanie traktatów pokojowych z Izraelem przez kilka krajów arabskich. Te kraje i tak nie są w żadnym prawdziwym konflikcie z Izraelem. Dlaczego nie ma panować pokój między Izraelem a Kuwejtem? Dlaczego nie ma panować pokój między Izraelem a Omanem? Czy którykolwiek kraj arabski ma spór terytorialny z Izraelem? Jedyny "problem", jaki kraje arabskie mają z Izraelem dotyczy Palestyńczyków.
Obecnie wydaje się, że olbrzymia większość rządów arabskich nie dba już o Palestyńczyków i ich przywódców. Palestyńczycy gardzą przywódcami arabskimi równie silnie jak gardzą sobą wzajemnie. Palestyńczycy szczególnie nie znoszą tych przywódców arabskich, którzy są w sojuszu w USA. Nie uważają USA za uczciwego pośrednika w konflikcie izraelsko-arabskim. W rzeczywistości, Palestyńczycy uważają, że USA są stronnicze na korzyść Izraela, niezależnie od tego, czy człowiek siedzący w Białym Domu jest Demokratą, czy Republikaninem.
Saudyjski następca tronu uważany jest przez Palestyńczyków za sojusznika USA. Na jego bliskie związki z Jaredem Kushnerem podejrzliwie patrzą nie tylko Palestyńczycy, ale także wielu innych Arabów. Palestyńscy politolodzy, tacy jak Faisal Abu Chadra uważają, że kierownictwo palestyńskie powinno przygotować się na "tajemniczy plan pokojowy" Trumpa. Wątpią, by ten plan spełniał żądania Palestyńczyków.
Wydaje się, że Palestyńczycy są zjednoczeni w sprawie odrzucania starań administracji Trumpa zmierzających do "narzucenia" im rozwiązania. Są przekonani, że Amerykanie z pomocą Arabii Saudyjskiej i pewnych krajów arabskich działają na rzecz "likwidacji" sprawy palestyńskiej. Abbas i jego rywale z Hamasu są obecnie przerażeni "planem pokojowym" administracji USA.
Jak lemingi przyciągane przez morze, Palestyńczycy wydają się maszerować ku kolejnemu scenariuszowi, w którym "nigdy nie tracą okazji, by stracić okazję". Pozostaje pytanie: jak Saudyjczycy i reszta społeczności międzynarodowej zareaguje na kolejne odmowy i nowe wyrazy nieprzejednania Palestyńczyków?
Bassam Tawil: Badacz i publicysta palestyński mieszkający na Bliskim Wschodzie.