Turcja, z własnym islamistycznym programem i próbami rywalizowania z saudyjskimi wpływami w sunnickim świecie, jest szczęśliwa mogąc dyskredytować wahabicki dom królewski z powodu zabicia Dżamala Chaszodżdżiego. Na zdjęciu: Turecki prezydent Recep Tayyip Erdoğan (po lewej) wita saudyjskiego króla Salmana bin Abdulaziza 15 listopada 2015 r. w Antalyi w Turcji. (Zdjęcie: Chris McGrath/Getty Images) |
To wyglądało na pierwszej klasy thriller szpiegowski: znany dziennikarz wchodzi do saudyjskiego konsulatu w Stambule, ale nigdy nie opuszcza budynku. Saudyjscy urzędnicy mówią, że wyszedł z budynku, ale nie mogą przedstawić zdjęć z kamer bezpieczeństwa. Kiedy robią to, obraz pokazuje ciemnowłosego sobowtóra w ubraniu dziennikarza.
Turecka policja i wywiad zaczynają robić przecieki dowodów zamordowania tego człowieka – kropla po kropli. Na dzień przed zniknięciem saudyjskiego dziennikarza do Stambułu przybyły dwa prywatne odrzutowce saudyjskie z 15 pasażerami na pokładzie, należącymi do służb bezpieczeństwa w Rijadzie. Oba odleciały do Arabii Saudyjskiej wkrótce po incydencie w konsulacie. Anonimowi funkcjonariusze tureccy karmią media (głównie zagraniczne) opowieściami o tym, jak ten człowiek został zabity, jak jego ciało rozczłonkowano i ukryte po morderstwie – wszystko to przez saudyjski pluton egzekucyjny. Kiedy saudyjski konsul generalny popędził do Rijadu, turecka policja przeszukała konsulat. Kolejni anonimowi funkcjonariusze tureccy mówią prasie, że znaleźli dowody morderstwa. Saudyjski dom królewski, niepewny, czy turecka policja rzeczywiście ma dowody, postanawia przyznać, że dziennikarza został zabity "podczas awantury" w konsulacie, ale saudyjscy funkcjonariusze twierdzą, że nie mają pojęcia, gdzie jest jego ciało – co nie przekonało nikogo w nieco bardziej demokratycznych częściach świata.
Saudyjczycy powiedzieli następnie, że wyrzucili z pracy pięciu funkcjonariuszy i aresztowali 18. W najnowszym odcinku tej sagi turecki prezydent Recep Tayyip Erdoğan powiedział:
"Ponieważ jest to morderstwo polityczne, powinno być badane i winni postawieni przed niezależnym sądem i bez żadnych uprzedzeń. Wspólnicy podejrzanych w innych krajach powinni być włączeni w dochodzenie. Mam wezwanie do Arabii Saudyjskiej: to zdarzyło się w Stambule. Proponujemy postawić tych 18 podejrzanych przed sądem w Stambule".
Tymczasem pojawiły się doniesienia, nie tylko, że znaleziono kości dziennikarza zakopane pod trawnikiem saudyjskiego konsula generalnego, ale także, że jeden z 18 płatnych zabójców jakoś zginął w wypadku samochodowym.
Kilka lat wcześniej Arabia Saudyjska była na ustach świata z zabawniejszymi wiadomościami. W 2015 r. UN Watch odkrył, że Faisal bin Hassan Trad, ambasador Arabii Saudyjskiej przy ONZ w Genewie, został wybrany na przewodniczącego panelu niezależnych ekspertów przy Radzie Praw Człowieka ONZ. W 2017 r. saudyjski dowcip stał się mniej śmieszny, kiedy kraj ten został wybrany do Komisji ds. Statusu Kobiet: królestwo stało się jednym z 45 krajów zasiadających w panelu "promującym prawa kobiet, dokumentującym rzeczywistość życia kobiet na całym świecie i kształtującej globalne standardy równości płci i wzmocnienia pozycji kobiet". Saudyjski król i książęta musieli skręcać się ze śmiechu na ten pokaz międzynarodowej naiwności.
W 1977 r. księżna Misza'al bint Fahd al Saud była w zaaranżowanym i nieszczęśliwym małżeństwie ze starszym kuzynem. Wyjechała do Bejrutu na studia i tam spotkała Chaleda, syna saudyjskiego dyplomaty, z którym rozpoczęła romans, co rozwścieczyło konserwatywnego dziadka księżnej, Muhammada bin Abdul Aziz al Sauda, brata saudyjskiego króla. Ona i jej kochanek zostali zaprowadzeni na parking w Dżudda i 19-letnią księżnę Misza'al zabito strzałem w głowę na oczach jej kochanka. Z nim rozprawiono się przez obcięcie mu głowy.
W połowie lat 2000. władze udokumentowały, że sponsorowana przez Saudyjczyków Akademia Króla Fahada w zachodnim Londynie używała podręczników saudyjskiego ministerstwa edukacji, które uczyły, że chrześcijanie i Żydzi są małpami.
W 2017 r. brytyjskie śledztwo w sprawie zagranicznego finansowania i wsparcia grup dżihadystycznych skupiło się na Arabii Saudyjskiej, która była wielokrotnie wskazywana przez europejskich przywódców jako źródło finansowania dla islamistycznych dżihadystów.
Nie wszyscy ludzie Zachodu byli jednak "ślepi na Saudyjczyków". W 2015 r. wydawca WikiLeaks, Julian Assange powiedział:
"Saudyjskie depesze uchylają pokrywki coraz bardziej nieobliczalnej i skrytej dyktatury, która nie tylko świętowała 100. dekapitację w tym roku, ale także stała się groźbą dla swoich sąsiadów i siebie samej".
Były oznaki, że Saudyjczycy prywatnie coraz bardziej niecierpliwili się dysydentami za granicą. Niedawno dwóch ludzi, którzy powiedzieli, że przywożą osobistą informację od następcy tronu, księcia Mohammeda bin Salmana, spotkało się w Montrealu z opozycyjnym działaczem Omarem Abdulazizem, żeby "zaoferować mu wybór": ma wrócić do Arabii Saudyjskiej albo do więzienia. Abdulaziz nie wybrał ani jednego, ani drugiego i dostarczył"Washington Post" ponad 10 godzin potajemnie nagranych rozmów, które ujawniły mrożące krew w żyłach opisy tego, jak królestwo próbuje zwabić z powrotem do kraju postaci z opozycji obietnicami pieniędzy i bezpieczeństwa. Saudyjscy agenci zainstalowali także po kryjomu program szpiegujący w smartfonie Abdulaziza. Co ciekawe, Abdulaziz był bliskim współpracownikiem Dżamala Chaszodżdżiego, dziennikarza zabitego w saudyjskim konsulacie w Stambule.
Morderstwo Chaszodżdżiego już wyszło poza zwykły thriller szpiegowski. Widocznie Saudyjczycy chcieli postawić Turcję w trudnym położeniu przez wybór Stambułu jako miejsca zbrodni. Chcieli także powiedzieć saudyjskim dysydentom na całym świecie, że nie są bezpieczni niezależnie od tego, w jakim kraju żyją.
Pierwszy błąd: Saudyjczycy nie docenili profesjonalnych możliwości tureckiej służby bezpieczeństwa i ośmieszyli się twierdząc początkowo, że dziennikarz opuścił budynek, a dopiero potem przyznając się do zabicia go.
Drugi błąd: Saudyjczycy błędnie ocenili, jak to morderstwo odbije się echem na całym świecie. Kilku światowych przywódców, międzynarodowe organizacje ekonomiczne i korporacje zdecydowały o zbojkotowaniu "Davos na pustyni", skądinąd znaną i ważną konferencję ekonomiczną w Rijadzie. Niemcy ogłosiły embargo na broń do Arabii Saudyjskiej.
To prawda, międzynarodowe sankcje na królestwo mogą wkrótce zaniknąć w reakcji na olbrzymią "siłę petrodolarów" Arabii Saudyjskiej. Ostra reakcja jednak prawdopodobnie również odstraszy lub zatrzyma na dłuższy czas każdą podobną łajdacką operację, szczególnie w czasie, kiedy następca tronu, książę Mohammed bin Salman, stara się o odnowienie międzynarodowego wizerunku jego kraju przez przynajmniej kosmetyczne reformy państwa szariatu.
Turcja, z własnym islamistycznym programem i próbami rywalizowania z saudyjskimi wpływami w sunnickim świecie, jest szczęśliwa mogąc dyskredytować wahabicki dom królewski. Przesłaniem Turcji do zachodniego świata jest: widzicie różnicę między naszym pokojowym islamizmem a islamizmem zbójeckiego państwa? Przestańcie dyskredytować nas za nasze niedobory demokracji – a także, prawdopodobnie, za "tylko" uwięzienie ponad 100 dziennikarzy.
To nie zadziała. Egipt, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Jordania, Bahrajn, Jemen, Liban, Autonomia Palestyńska i Liga Arabska: wszyscy oni zadeklarowali poparcie dla Arabii Saudyjskiej w "aferze Chaszodżdżiego".
Powinno to powiedzieć tureckiemu prezydentowi Erdoğanowi, że jego neo-Osmańskie aspiracje do tureckiego przywództwa w islamskim świecie raz jeszcze uderzyły w mur bliskowschodniej rzeczywistości. Równocześnie jest zabawne obserwowanie muzułmańskiego kraju, największego na świecie strażnika więziennego dziennikarzy, jak potępia inny muzułmański kraj za zamordowanie dziennikarza.
Burak Bekdil: Wieloletni publicysta wychodzącej w języku angielskim gazety tureckiej "Hurriyet Daily News", w 2017 zwolniony za publikowanie artykułów na Zachodzie. Zagrożony aresztowaniem przeniósł się do Grecji.