Większość Arabów, którzy obecnie potępiają Izrael za jego ataki militarne na wspieraną przez Iran grupę terrorystyczną Hamas w Strefie Gazy, nigdy nie wypowiedziała ani słowa przeciwko atakom rakietowym Hamasu na Izrael. Ci Arabowie, którzy teraz opłakują trudną sytuację Palestyńczyków w Strefie Gazy, postanowili przymknąć oczy na represje Hamasu wobec mieszkańców Strefy Gazy. Postanowili także odwrócić wzrok, gdy Hamas zgromadził arsenał broni i zbudował dziesiątki ofensywnych tuneli wzdłuż granicy z Izraelem. Co niewiarygodne, większość tych Arabów nadal nie potępiła Hamasu za rozpoczęcie wojny 7 października, kiedy setki jego ciężko uzbrojonych członków przedostały się do Izraela i dokonały masakry ponad 1400 Izraelczyków, raniły kolejne tysiące i uprowadziły ponad 200 zakładników, których zabrano do Gaza.
Warto zauważyć, że niektóre państwa arabskie i muzułmańskie oraz ich przywódcy, którzy wskazują palcem na Izrael jako winnego, nie zawahali się zastosować środków karnych wobec Hamasu, gdy sami poczuli się zagrożeni lub byli niezadowoleni z działań i retoryki tej grupy. W oczach tych władców, gdy Arabowie karzą Hamas, to jest to w porządku ale nie jest w porządku, gdy Izrael reaguje na najgorsze okrucieństwo, jakie kiedykolwiek popełniono na jego obywatelach.
Wydaje się, że Autonomia Palestyńska (AP), której przywódcy potępiają Izrael od początku wojny, zapomniała o brutalnym i krwawym zamachu stanu, którego Hamas dokonał latem 2007 roku. Wówczas Hamas zabił i zranił setki lojalistów AP, niektórzy z nich zostali zrzuceni z dachów budynków w całej Strefie Gazy. Inni Palestyńczycy zostali wyciągnięci na ulicę i brutalnie zlinczowani przez członków Hamasu. W odpowiedzi prezydent AP Mahmoud Abbas wydał dekret zakazujący działalności grup zbrojnych Hamasu i oznajmił, że ich członkowie będą ścigani. Abbas powiedział, że zdecydował się "uznać Jednostkę Wykonawczą [Hamasu] i bojówki ruchu Hamasu za nielegalne w związku z ich wojskowym zamachem stanu przeciwko prawomocności Palestyny i jej instytucji, a każdy, kto jest zaangażowany w którąkolwiek z tych grup, zostanie ukarany zgodnie z ustawą i przepisami stanu wyjątkowego."
W 2018 r. Abbas bezpośrednio oskarżył Hamas o przeprowadzenie w Strefie Gazy zamachu bombowego na byłego premiera AP Ramiego Hamdallaha. Gdy konwój Hamdallaha wjechał do Gazy, bomba na poboczu szosy eksplodowała. Hamdallahowi nic się nie stało, a sześciu jego ochroniarzy zostało lekko rannych. Na spotkaniu przywódców Autonomii Palestyńskiej wkrótce po zamachu Abbas powiedział:
"Nie chcemy, żeby oni [Hamas] prowadzili dochodzenie, nie chcemy od nich informacji, nie chcemy od nich niczego, ponieważ wiemy dokładnie, że to oni, że ruch Hamasu, byli tymi, którzy dokonali tego zamachu".
W tym samym roku Abbas, próbując osłabić Hamas, zastosował szereg środków karnych wobec Strefy Gazy. Obejmowały one wstrzymanie wynagrodzeń tysiącom urzędników państwowych i odmowę płacenia za energię elektryczną dostarczaną przez Izrael do Strefy Gazy. Później Abbas posunął się nawet do oskarżenia Hamasu o "szpiegostwo" dla Izraela po tym, jak grupa terrorystyczna aresztowała dziesiątki jego zwolenników w Gazie.
To ten sam Abbas, który teraz boi się lub nie chce obarczać Hamasu odpowiedzialnością za wybuch wojny. 15 października oficjalna agencja informacyjna AP, Wafa, opublikowała wypowiedź Abbasa, w której krytykował Hamas za atak na Izrael. Później jednak agencja usunęła odniesienia do tej grupy terrorystycznej, nie podając żadnego wyjaśnienia. Oryginalny raport Wafa zawierał następujący fragment: "Prezydent [Abbas] podkreślił także, że polityka i działania Hamasu nie reprezentują narodu palestyńskiego ani jego polityki". Kilka godzin później sformułowanie zostało tak zmienione, by nie wskazywać na Hamas.
Nowa wersja brzmi:
"Prezydent Abbas podkreślił również, że to polityka, programy i decyzje OWP reprezentują naród palestyński jako jedyny prawowity przedstawiciel narodu palestyńskiego, a nie polityka jakiejkolwiek innej organizacji".
Abbas ma dobry powód, aby unikać jawnej krytyki Hamasu. Jest świadomy demonstracji prohamasowskich na Zachodnim Brzegu, w de facto stolicy Palestyńczyków, Ramallah, gdzie demonstranci skandowali hasła wzywające do obalenia przywództwa Autonomii Palestyńskiej.
Egipcjanie, Jordańczycy i Syryjczycy, którzy obecnie potępiają Izrael za obranie za cel Hamasu, nie wahali się stawić czoła Hamasowi, gdy zagrażał on ich bezpieczeństwu narodowemu.
W 2014 roku egipski sąd uznał Hamas, odgałęzienie zdelegalizowanej organizacji Bractwa Muzułmańskiego, za "organizację terrorystyczną". Egipscy prokuratorzy powiedzieli Sądowi ds. Pilnych w Kairze:
"Hamas jest organizacją terrorystyczną, której udowodniono udział w atakach terrorystycznych, w których ginęli egipscy żołnierze i funkcjonariusze sił zbrojnych i ministerstwa spraw wewnętrznych".
Ponadto egipskie wojsko twierdzi, że w ciągu ostatniej dekady zniszczyło większość tuneli, którymi przemycano broń z Egiptu do Strefy Gazy rządzonej przez Hamas. Tamer al-Refai, rzecznik egipskiej armii, ogłosił w 2020 r., że od 2015 r. Egipt zniszczył ponad 3000 tuneli prowadzących do Strefy Gazy. Tunele miały długość aż do trzech kilometrów; niektóre były wykopane na głębokości aż 30 metrów pod ziemią – powiedział al-Refaid.
W 2015 r. egipska państwowa gazeta "Al-Ahram" oskarżyła Hamas i Bractwo Muzułmańskie o spisek mający na celu obalenie egipskiego reżimu w ciągu najbliższych kilku lat. Gazeta zacytowała "poinformowane źródła", które oskarżyły wojskowe skrzydło Hamasu o koordynację planów z Bractwem Muzułmańskim uderzenia w egipskie cele wojskowe i ważne instalacje oraz rozpowszechnianie materiałów filmowych z ataków w celu podważenia morale narodu.
W tym samym roku Sąd Karny w Kairze skazał obalonego prezydenta Egiptu Mohammeda Morsiego na dożywocie pod zarzutem współpracy z Hamasem i irańskim pełnomocnikiem z siedzibą w Libanie, Hezbollahem. Warto zauważyć, że od tego czasu przywódcy Hamasu otrzymali pozwolenie na odwiedzanie Egiptu bez żadnych ograniczeń. To prawda, że między Egiptem a Hamasem nie ma romansu, ale kiedy zaprasza się przywódców tej grupy terrorystycznej na regularne spotkania z wyższymi urzędnikami rządowymi w Kairze, daje to Hamasowi legitymizację i sygnalizuje innym krajom, że nie ma powodu, dla którego nie mieliby także tego robić.
W 1999 r. Jordania, której przywódcy również powstrzymali się od potępienia masakry Izraelczyków dokonanej 7 października przez Hamas, wydaliła przywódców politycznych tej grupy terrorystycznej z kraju. Król Jordanii Abdullah, najwyraźniej obawiając się, że działalność Hamasu i jego lokalnych sojuszników zagrozi negocjacjom pokojowym między Autonomią Palestyńską a Izraelem, oskarżył Hamas o angażowanie się w nielegalną działalność w Jordanii. Wcześniej władze jordańskie aresztowały kilku przywódców Hamasu, w tym Chaleda Maszaala i Ibrahima Ghoszeha, po ich powrocie z wizyty w Iranie, i oskarżyły ich o członkostwo w nielegalnej organizacji, gromadzenie broni, prowadzenie ćwiczeń wojskowych i wykorzystywanie Jordanii jako bazy szkoleniowej.
W 2006 roku Jordańczycy oskarżyli także członków Hamasu o przemyt rakiet i innej broni do kraju. Jordański urzędnik powiedział wówczas Associated Press, że "w ciągu ostatnich kilku dni przejęto rakiety, materiały wybuchowe i broń automatyczną". Urzędnik ujawnił, że aktywistom Hamasu udało się przemycić "tak niebezpieczną broń do kraju" i przechować ją. Pomimo represji król Jordanii Abdullah przyjął w 2012 roku w Ammanie delegację wysokich rangą członków Hamasu. Takie spotkania przynoszą korzyści Hamasowi i legitymizują go w oczach Arabów i muzułmanów.
Ze swojej strony Syryjczycy również obrali za cel Hamas. W 2012 r. państwowe media syryjskie rozpętały zjadliwy atak na przywódcę Hamasu Chaleda Maszaala, oskarżając go o odwrócenie się plecami od prezydenta Syrii Baszara Assada i opisując Maszaala jako niewdzięcznika i zdrajcę. Wcześniej władze syryjskie zamknęły biura Hamasu w Damaszku po tym, jak grupa terrorystyczna nie udzieliła wsparcia Assadowi na początku wojny domowej w Syrii. Jednak w zeszłym roku Assad, podobnie jak król Jordanii Abdullah i Egipcjanie, zniósł zakaz i spotkał się z wysokiego szczebla delegacją Hamasu w Damaszku.
Ci władcy uważają teraz za niezręczne występowanie przeciwko tym samym terrorystom, z którymi się spotykali.
W ostatniej dekadzie prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmoud Abbas również zabiegał o zbliżenie z Hamasem. Wielokrotnie spotykał się z przywódcami Hamasu i omawiał z nimi sposoby osiągnięcia jedności narodowej. Ostatnie spotkanie odbyło się pod koniec lipca w Ankarze, gdzie Abbas i przywódca Hamasu Ismail Hanija zostali wspólnie przyjęci przez prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana.
Mimo sporów z Hamasem, przywódcy AP, Egiptu, Jordanii i Syrii pracowali nad poprawą stosunków z tą grupą terrorystyczną. W ten sposób wzmocnili Hamas i uczynili z niego znaczącego gracza na Bliskim Wschodzie.
Żaden z tych władców nigdy nie podjął ani jednego kroku, by pomóc Palestyńczykom i wpłynąć na Hamas, by przestał łamać prawa ludzi żyjących pod jego brutalnymi rządami w Strefie Gazy. Naruszenia te obejmują aresztowania i mordowanie rywali politycznych oraz represje wobec dziennikarzy i obrońców praw człowieka. Żaden z tych władców nigdy nie potępił Hamasu za przekształcenie Strefy Gazy w bazę terroru dla Iranu. Kiedy ci władcy byli niezadowoleni z Hamasu, wydalali jego przywódców, zamykali jego biura i delegalizowali jego zbrojne skrzydło.
Teraz, gdy Hamas sprowadził piekło na dwa miliony Palestyńczyków w Strefie Gazy, być może ci arabscy i muzułmańscy władcy w końcu zdecydują, po której stronie stoją. Czy w dalszym ciągu będą popierać ten sam Hamas, który atakowali za grożenie im i ich reżimom, czy też staną po stronie tych, którzy – również w ich imieniu – bronią się przed Iranem i jego pełnomocnikami?