W wyborach w Turcji 7 czerwca 2015r. prokurdyjska partia zdobyła trzecie miejsce, udaremniając plany prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana na osiągnięcie większości kwalifikowanej – 367 miejsc – by zostać prezydentem dożywotnim, a może wręcz sułtanem. W wyraźnej próbie poprawienia tej rzekomej pomyłki demokracji Erdogan zrządził nowe, szybkie wybory na 1 listopada, raz jeszcze próbując zdobyć swój trwały sułtanat.
Ostatnio, przypuszczalnie jako "ostrzeżenie", tureccy oficjele opublikowali działające na nerwy wideo – którego część wydaje się być filmowana z wewnątrz samochodu policyjnego – które pokazuje ciało kurdyjskiego uczestnika protestów, zastrzelonego i ciągniętego przez ciemne ulice za samochodem policyjnym na sznurze zawiązanym wokół szyi.
Ludzie na wideo (prawdopodobnie policjanci) wyklinają zwłoki. Jeden z nich gratuluje kolegom zastrzelenia "terrorysty" – tak się po prostu złożyło, że był to krewny Leyli Birlik, wiceprzewodniczącej prokurdyjskiej Ludowej Partii Demokratycznej (HDP) w Sirnak.
Ciągniętą ofiarą był 24-letni aktor, Haci Lokman Birlik. Zamordowały go tureckie siły bezpieczeństwa podczas starć z grupami prokurdyjskimi w okolicznościach, które pozostają niejasne.
Birlik nakręcił krótki film zatytułowany "Bark" ("Dom"), o życiu Kurdów w Kurdystanie, który otrzymał nagrody na festiwalach filmowych krajowych i międzynarodowych.
Sekcja zwłok ujawniła, że policja użyła co najmniej 28 kul. "Jego podbródek był jedną raną" według parlamentarzysty z ramienia HDP, Faysala Sariyildiza. "Były ślady kul na całym brzuchu i na twarzy Birlika: jego brzuch i stopy były w strzępach. Nie mogłem dłużej znieść tego widoku. Wyszedłem z prosektorium".
Inne zdjęcia pojawiły się na mediach społecznościowych, pokazujące policjantów, którzy pozowali przed posterunkiem policji ze zwłokami Birlika i robili sobie zdjęcia.
Prorządowa gazeta "Sabah" twierdziła, że ciągnięcie zwłok ulicami jest "rutynowo dokonywane" na całym świecie – jako środek ostrożności, by sprawdzić, czy zwłoki nie są pułapką bombową.
Państwowe instytucje w Turcji oraz wiele mediów nie traktują z szacunkiem nawet martwych Kurdów, dlaczego więc ktokolwiek miałby zakładać, że okażą jakikolwiek szacunek żywym Kurdom? Wielu oficjeli tureckich i wiele mediów nie tylko pokazuje zwłoki torturowanych i zamordowanych Kurdów, ale także pomaga je pohańbić. Na przykład, 15 sierpnia pojawiły się fotografie nagich zwłok kurdyjskiej bojowniczki PKK, Kevser Elturk, pseudonim Ekin Van, i od tego czasu szerzą się w sieci. Zastrzeliły ją wojska tureckie w kurdyjskiej prowincji Mus, zdjęto jej odzież i sfotografowano nagie ciało.
Dzień później armia turecka znowu działała w najlepsze. 16 sierpnia trzech wojowników PKK straciło życie w starciach z żołnierzami tureckimi w prowincji Kars. Tureccy żołnierze zdjęli im spodnie i sfotografowali ich, przypuszczalnie, żeby poniżyć ich samych, ich rodziny i naród kurdyjski.
25 lipca, kiedy zwłoki 13 członków syryjsko-kurdyjskich YPG (Ludowych Jednostek Samoobrony) i ich kobiecego skrzydła, YPJ (Kobiecych Jednostek Samoobrony) - oraz obywatela Niemiec, który zginął w syryjskim Kurdystanie walcząc z Państwem Islamskim (ISIS) – przywieziono na posterunek graniczny Turcji w kurdyjskiej prowincji Sirnak, by je pogrzebać, władze tureckie odmówiły wydania zwłok rodzinom. Zwłoki czekały na wjazd do Turcji w samochodzie chłodni.
Ludzie organizowali protest i pokojowe strajki okupacyjne. Kurdyjscy parlamentarzyści i przedstawiciele, włącznie z Masoudem Barzanim, prezydentem Regionalnego Rządu Kurdystanu w Iraku, rozmawiali z władzami tureckimi i żądali oddania zwłok rodzinom. Po dziesięciu dniach rodzinom wreszcie pozwolono na zabranie zwłok. Tysiące ludzi uczestniczyły w ich pogrzebach.
Pochowanie swoich synów i córek nie oznacza jednak, że te zwłoki będą spoczywać w spokoju. Na przykład, w 2013 r. cmentarz 43 partyzantów PKK w kurdyjskiej prowincji Mardin w Turcji został zniszczony i zwłoki jednego członka PKK zabrane.
"W chwilę po tym, jak ludzie odeszli po pogrzebie, żołnierze zaatakowali cmentarz" powiedział Ayse Gokkan, ówczesny burmistrz miasta. "Zniszczyli otoczenie cmentarza, druciany płot i brykiety. Otworzyli grób jednego partyzanta i zabrali stamtąd ciało bez wiedzy rodziny. Także kiedy poszliśmy na cmentarz, helikoptery latały 15 metrów nad naszymi głowami. To wydarzenie jest i zasmucające, i prowokacyjne. To czyn [ludzi], którzy nie znają żadnych uczuć ludzkich".
W ostatnich miesiącach cmentarze, na których pochowani są członkowie PKK, były bombardowane i demolowane w miastach kurdyjskich Lice, Varto i Dersim, między innymi. Podczas bombardowania zniszczono także dom cem (miejsce modlitw Alewitów) w Dersim.
Atakowanie martwych Kurdów ma jednak długą tradycję w Turcji[1]. Rząd turecki jest wrogo nastawiony nie tylko wobec martwych wojowników kurdyjskich, ale wobec martwych cywilów kurdyjskich. Według "mapy interaktywnej masowych grobów w Turcji", stworzonej przez Stowarzyszenie Praw Człowieka (IHD), w 2013 r. w Kurdystanie w Turcji było 348 masowych grobów – i w tych grobach było 4201 ofiar.
W szczegółowym raporcie z1993 r., Helsinki Watch pisał:
"W 1992 r. był skrajnie niepokojący wzrost podejrzanych śmierci w południowowschodniej Turcji. Setki ludzi zginęły z rąk nieznanych napastników; wielu z nich było przywódcami lub zajmowało odpowiedzialne stanowiska w społeczności kurdyjskiej – lekarze, prawnicy, nauczyciele, przywódcy polityczni, dziennikarze, działacze praw człowieka, biznesmeni. Nie były to ofiary rabunków ani ludzie zabici w ogniu krzyżowym między siłami bezpieczeństwa i PKK. To byli cywile świadomie wybrani do zabicia.
Podczas konferencji prasowej 14 lutego [1993] dla dziennikarzy krajowych i zagranicznych na lotnisku Diyarbakir, turecki minister spraw wewnętrznych, Ismet Sezgin, mówiąc o problemie południowowschodniej Turcji, powiedział: 'Gdybyśmy chcieli, moglibyśmy ich wszystkich otoczyć, zabić i powiedzieć, że popełnili samobójstwo'".
W wyniku tak zabójczej polityki państwa znaczna część Kurdystanu w Turcji pokryta jest masowymi grobami. Nadal są ludzie szukający kości swoich bliskich. Także krewni zamordowanych narażeni są na przemoc i zastraszanie[2]. Państwo trzyma także w tajemnicy miejsca pochówku wielu przywódców kurdyjskich[3].
Pytanie brzmi: dlaczego Turcja atakuje i torturuje nawet martwych Kurdów i ich krewnych? Dlaczego wrzuca zwłoki tak wielu Kurdów do masowych grobów? Dlaczego Turcy próbują zniszczyć nawet cmentarze kurdyjskie?
Te ataki i morderstwa wydają się mieć na celu nie tylko zastraszenie i podporządkowanie Kurdów, ale zaprzeczenie ich istnieniu: nie pozostawienie nawet ich śladu – jak to państwo tureckie robi od czasu, kiedy powstało w 1923 r.
Te ataki wydają się mieć na celu zniszczenie kurdyjskiej tożsamości Kurdystanu, historycznej ziemi Kurdów.
Cmentarze wiążą społeczność z jej przeszłością. Są przypomnieniem lokalnej historii miejsca i kultury ludzi, którzy tu żyli.
Cmentarze, zawierające szczątki działaczy kurdyjskich, są także przypomnieniem ogromu poświęcenia wielu Kurdów w ich walce narodowej.
Turcja zajmuje się czymś, co wygląda na historiobójstwo, dokładnie to samo, co Al-Kaida i ISIS zrobiły w Bamijan , Palmirze i w całym Iraku – i co Autonomia Palestyńska zrobiła w zeszłym tygodniu przy pomocy obłudnej UNESCO, kiedy żydowskie miejsca święte: Grób Racheli i Grób Patriarchów ogłosiła miejscami muzułmańskimi. Próbują na stałe wymazać pamięć całych narodów.
Jak mają Kurdowie ufać takiemu rządowi i jego armii, skoro nawet ich zmarli narażeni są na ataki, i próby unicestwienia?
Te działania ujawniają nietolerancję wielu Turków wobec Kurdów – i wobec zwłok i cmentarzy kurdyjskich. Kurdowie, którzy chcą zachować swoją tożsamość i kulturę, wydają się wywoływać furię wielu Turków do takiego stopnia, że nawet ich cmentarze są obiektami ataków.
Rozwiązanie problemu kurdyjskiego zacznie się od okazania szacunku Kurdom – kiedy państwo przestanie wyznawać politykę "pokonać i zniszczyć", a zamiast tego przyjmie dewizę "żyć i pozwolić żyć". Jeśli rząd i armia turecka nie mogą znieść nawet nieżywych Kurdów i ich cmentarzy, jak osiągną pokój z żywymi Kurdami?
Trzeba mieć nadzieję, że Kurdowie – choć zastraszeni – pójdą do wyborów w przyszłym tygodniu.
[1] "W latach 90. ubiegłego wieku w licznych przypadkach państwo nie pozwalało rodzinom partyzantów na pochowanie ciał swoich synów i córek, którzy zostali zabici w walkach", pisał antropolog doktor Ramazan Kaya w książce "The Formation of Kurdishness in Turkey: Political Violence, Fear and Pain" (Tworzenie się kurdyjskości w Turcji: Polityczna przemoc, strach i ból)
"Państwo samo grzebało zabitych w masowych grobach lub w ukrytych miejscach...."- pisał. Niemniej czasami ciała partyzantów były przywożone na główne ulice lub place i proszono ludzi o identyfikację zwłok. W wielu przypadkach rodzice obawiali się prosić o wydanie ciał ich dzieci. Pokazywanie często okaleczonych zwłok partyzantów jest nową polityką państwa, która różni się od poprzedniej praktyki ukrywania ciał i może być uważana za strategię zastraszania ludzi.
W tamtych czasach, w latach 90., kiedy pozwalano ludziom na pogrzeb, powszechne było zabranianie przez państwo rodzinom zabitych partyzantów, zamordowanych działaczy politycznych lub sympatyków organizowania tłumnych pogrzebów. W niektórych przypadkach matki lub wdowy mówiły w wywiadach, że strach przed państwem i że będzie się naznaczonym jako zwolennik PKK, zniechęcał nawet rodzinę, przyjaciół i innych przed uczestnictwem w pogrzebie ich synów i mężów. Oni do dziś mają żal do tych krewnych i przyjaciół.
W niektórych przypadkach pogrzeby były pod państwowym nadzorem i tylko najbliższa rodzina zamordowanego mogła być na pogrzebie i podczas pochówku na cmentarzu. To właśnie zdarzyło się Meryem, której mąż zmarł w wyniku tortur po tym, jak został aresztowany osiemnaście lat temu. Opowiadała jak państwo nie chciało wydać ciała jej męża przez trzy dni, trzymając je na posterunku żandarmerii."
[2] Sobotnie matki, organizacja składająca sie głównie z matek ofiar, stały się symbolem walki o sprawiedliwość dla Kurdów i Turków pomordowanych przez tureckie państwo.
Trzymając fotografie swoich "zaginionych" najbliższych, spotykały się w dzielnicy Galatasaray w Istanbule przez pół godziny w każdą sobotę w południe od maja 1995,. Badacz Berfin Ivegen pisał:
"W 171 tygodniu 25 osób zostało zabranych przez policję, w kolejnym tygodniu liczba zatrzymanych wzrosła do 100.
Nękanie przez policję trwało przez 30 tygodni. Po 200 tygodniach, 13 marca 1999 matki postanowiły przerwać demonstracje ze względu na ataki policji, bicie i nękanie."
"Wcześniej Sobotnie Matki były bite i aresztowane przez policję", pisał dzienikarz Caleb Lauer. "Dziś są ignorowane."
[3] Na przykład Seyid Riza, przywódca kurdyjskiego ruchu w Turcji w latach 1937-1938 podczas masakry w Dersim, w której tysiące kurdyjskich cywilów zostało zabitych przez turecką armię.
Według profesora Davida L. Phillipsa:
"Mogło być zabitych 70 tysięcy osób. Donoszono o licznych masowych mordach. Podobno włącznie z bombardowaniem kurdyjskich wiosek bombami z gazem trującym. Powszechnie stosowane były tortury. Kobiety i dzieci ginęły w jaskiniach, w których wojsko barykadowało wejście i wrzucało ogień, żeby ukryte tam rodziny zatruły się. Kiedy ludzie próbowali uciekać, tureccy żołnierze czekali na nich z bagnetami. Mustafa Kemal Ataturk z dumą przyznał, że wydał rozkaz zlikwidowania kurdyjskiej populacji Dersim.
Wojskowy gubernator prowincji Erzincan we 10 września 1937 zaprosił Seyida Riza, kurdyjskiego przywódcę ludności w Dersim, na rozmowy. Kiedy Seyid Riza przybył wraz z delegacją, zostali uwięzieni i wysłani do obozu w Elazig. Seyid Riza, jego szesnastoletni syn i ich towarzysze zostali powieszeni 15 listopada 1937 roku." (Źródło: "The Kurdish Spring: A New Map of the Middle East" (Kurdyjska wiosna. Nowa mapa Bliskiego Wschodu), David L. Phillips, Transaction Publishers, 2015.)
Riza został pochowany w tajnym miejscu, do dziś nie wiadomo gdzie.