Arabowie i muzułmanie są wzburzeni kontrowersyjną wizytą w Izraelu emerytowanego generała saudyjskiego, dra Anwara Eszkiego, którego oskarżają o promowanie "normalizacji z Żydami i tworem syjonistycznym". Jeśli potępia się "normalizację" z Izraelem jako wielkie przestępstwo i grzech, można sobie tylko wyobrazić, jak w krajach arabskich i islamskich potraktowany byłby "pokój" z Izraelczykami.
Generał Eszki i delegacja saudyjskich akademików i biznesmenów spotkała się z dyrektorem generalnym izraelskiego ministerstwa spraw zagranicznych, Dore Goldem, z Koordynatorem Działań Rządowych na Terytoriach (COGAT), generałem dywizji Joavem Moderchaiem i kilkoma członkami Knesetu z opozycji. Delegacja saudyjska odwiedziła także Ramallah, gdzie spotkała się z prezydentem Autonomii Palestyńskiej, Mahmoudem Abbasem i innymi dygnitarzami palestyńskimi.
Gniew wywołany bezprecedensową wizytą delegacji saudyjskiej w Izraelu pokazuje, że wielu Arabów i muzułmanów nadal wierzy, że Izrael nie ma prawa istnieć, mimo optymizmu wyrażanego wobec tak zwanej Arabskiej inicjatywy pokojowej z 2002 r.
Niektórzy arabscy i muzułmańscy przywódcy twierdzą, zgodnie z tą inicjatywą, że izraelskie wycofanie się do linii sprzed 1967 r. i założenie niepodległego państwa palestyńskiego z Jerozolimą Wschodnią jako stolicą, doprowadzi do stworzenia "normalnych stosunków" między ich krajami a Izraelem.
Jednak oburzenie, jakie wywołała w krajach arabskich i islamskich wizyta delegacji saudyjskiej, wskazuje na jeden wniosek: dla wielu Arabów i muzułmanów w konflikcie z Izraelem nie chodzi o wycofanie się do linii sprzed 1967 r. Ani nie jest to konflikt o prawa palestyńskie i "normalne stosunki" między Izraelem a krajami arabskimi i islamskimi.
Ci, którzy sprzeciwiali się tej wizycie, wyrażają swoje uczucia pod hasłem "antynormalizacji" z Izraelem. Istnienie Izraela na ziemi będącej "własnością muzułmańską" jest prawdziwym problemem. Ci oponenci nie mają zamiaru uznać prawa Izraela do istnienia, nawet jeśli wycofa się do linii sprzed 1967 r. i pozwoli na stworzenie suwerennego państwa palestyńskiego na Zachodnim Brzegu, w Strefie Gazy i w Jerozolimie Wschodniej. Stoi to oczywiście w ostrej sprzeczności z duchem Arabskiej Inicjatywy Pokojowej, o której wielu ludzi w świecie zachodnim błędnie sądzi, że położy kres konfliktowi arabsko-izraelskiemu.
Pierwszymi, którzy wyrazili oburzenie z powodu tej wizyty były tysiące Saudyjczyków, włącznie z najwyższymi duchownymi islamskimi, którzy na mediach społecznościowych dawali upust swojej nienawiści do Izraela i Żydów. Wielu przypominało czytelnikom o fatwach (islamskich dekretach religijnych) zabraniających jakiejkolwiek formy "normalizacji" z Izraelem i Żydami, o których pisali jako o "niewiernych i politeistach". Fatwy zabraniają także muzułmanom oddawania nie-muzułmanom jakiejkolwiek części ziemi będącej "własnością muzułmanów".
W islamie, jeśli ziemia była kiedykolwiek pod panowaniem muzułmańskim, jak południowa Hiszpania, el-Andalus, musi należeć do muzułmanów jako dziedzictwo czyli wakf, zarządzane powierniczo dla Allaha na całą wieczność. Ponieważ cały Bliski Wschód był pod panowaniem muzułmańskiego Imperium Osmańskiego od 1295 do 1924 r., wielu Arabów i muzułmanów wierzy, że cały ten obszar należy tylko do islamu, niezależnie od tego, kto żył tam wcześniej.
Żydzi, którzy żyli nieprzerwanie w biblijnym Kanaanie i Judei przez trzy tysiące lat, mogą zasadnie zastanawiać się, jak można oskarżać ich o "okupowanie własnej ziemi.
Jeden z wiodących duchownych, dr Ali Daghi, sekretarz generalny Międzynarodowych Uczonych Muzułmańskich, napisał: "Panuje konsensus wśród muzułmanów, w przeszłości i obecnie, że jeśli ziemia islamska jest okupowana, to jej mieszkańcy muszą ogłosić dżihad do czasu wyzwolenia jej od okupantów".
Najwyraźniej rozwiązanie w postaci dwóch państw nie jest celem tego duchownego i jego przyjaciół. Ani też nie interesują ich "prawa Palestyńczyków". Dr Daghi jest bardziej zatroskany o "prawo" muzułmanów do całej ziemi, włącznie z tymi częściami, na których dzisiaj jest Izrael.
Inny saudyjski przywódca religijny, Adel Al-Kalbani, były imam Wielkiego Meczetu w Mekce, dołączył do kampanii "antynormalizacji" oświadczając: "Kiedy byliśmy młodzi, nazywali ich wrogiem syjonistycznym. Przez sześćdziesiąt lat ten wróg nie zmienił się. Ale my zmieniliśmy się!" "Zmiana", o której mówi, odnosi się do tych nielicznych Arabów i muzułmanów, którzy są skłonni uznać prawo Izraela do istnienia.
Szejk saudyjski Esam Al-Zamel powiedział: "Nienawiść do Izraela i wroga syjonistycznego jest wpisana w serca naszego pokolenia. Musimy wpisać te wartości i zasady w serca naszych dzieci".
Inny obywatel saudyjski, Sultan Al-Jumeri, powiedział: "Normalizacja i wyciągnięcie ręki do tworu syjonistycznego muszą pozostać hańbą i grzechem, który będzie prześladował jego sprawców do ich ostatnich dni. To jest zdrada historii, ziemi i męczenników".
Fahd Al-Szumri, także z Arabii Saudyjskiej, powiedział: "Normalizacja oznacza uznanie 'Izraela'. To doprowadzi do kolejnego etapu: rezygnacji z meczetu Al-Aksa i uznanie prawa Żydów do ziemi Palestyny".
Za swej strony, Hassan Al-Mutairi, kaznodzieja saudyjski, zastanawiał się: "Czy istnieje jakiś muzułmanin, który popiera normalizację ze syjonistami? Kamień i drzewo pozostaną świadkami naszej wrogości do Żydów".
Nawiązuje on do hadisu (słowa i czyny Mahometa), który jest także częścią Karty Hamasu, która stwierdza:
"Dzień Sądu Ostatecznego nie nadejdzie aż muzułmanie będą walczyć z Żydami i Żydzi będą chować się z skałami i drzewami, ale skały i drzewa powiedzą: O muzułmaninie, o sługo Allaha, za mną jest Żyd, przyjdź i zabij go – poza kolcowojem, który jest drzewem Żydów".
Niektórzy autorzy saudyjscy i arabscy określili wizytę delegacji saudyjskiej jak "cios w plecy" wobec ruchu Boycott, Divestment and Sanctions (BDS) przeciwko Izraelowi. Wezwali rząd saudyjski do podjęcia natychmiastowych posunięć karnych przeciwko byłemu generałowi i członkom jego delegacji w celu odstraszenia innych od popełnienia takiej "wielkiej zbrodni" przeciwko Arabom i muzułmanom.
"Izrael pozostanie naszym największym wrogiem niezależnie od syjonistów" – powiedział autor saudyjski, Amal Zahid. Ramzi Al-Harbi, inny autor z Arabii Saudyjskiej, skomentował: "Każdy, kto wzywa do pokoju z syjonistami, powinien zostać postawiony przed sądem za zdradę. Normalizacja jest zdradą".
Wielu Palestyńczyków dołączyło do chóru przez dodanie podżegających i pełnych nienawiści uwag przeciwko Saudyjczykom, którzy odwiedzili Izrael.
"Salutujemy każdemu Saudyjczykowi, który odrzuca normalizację z okupantem" – powiedział politolog palestyński Ibrahim Al-Madhoun.
Nie było niespodzianką, że Hamas, Islamski Dżihad i inne grupy palestyńskie także wydały oświadczenia ostro potępiające wizytę delegacji saudyjskiej w Izraelu i wzywające do zakazania takich wypraw. Te grupy posunęły się nawet tak daleko, że potępiły kilku przedstawicieli Autonomii Palestyńskiej, między innymi Dżibrila Radżouba, za uczestniczenie w spotkaniach między delegacją saudyjską a Izraelczykami.
Palestyńskie Komitety oporu", koalicja różnych grup zbrojnych w Strefie Gazy, potępiła tę wizytę jako "zbrodnię przeciwko Palestynie i jej ludowi". Grupa opisała wizytę jako "haniebną" i ostrzegła przed próbami Arabów i muzułmanów "zaakceptowania istnienia syjonistycznego tworu terrorystycznego na ziemi Palestyny".
Rozległa kampania przeciwko wizycie delegacji saudyjskiej w Izraelu jest bezpośrednim rezultatem dziesięcioleci indoktrynacji antyizraelskiej w krajach arabskich i muzułmańskich, włącznie z Palestyńczykami. U podstaw tej kampanii leży zaprzeczenie prawa Izraela do istnienia i zaprzeczenie jakimkolwiek związkom żydowskim z ziemią będącą "własnością muzułmańską".
Powiedzmy wyraźnie: to nie są głosy z marginesu. To jest główny nurt społeczeństwa arabskiego i islamskiego. Także Palestyńczycy od dawna są częścią tej kampanii, promując własny pęd do "antynormalizacji", by nie pozwolić nikomu na spotykanie się z Izraelczykami.
Przez pozwolenia (a czasami wspieranie) takich kampanii Autonomia Palestyńska popełnia samobójstwo. Za każdym razem, kiedy ktokolwiek z administracji AP, włącznie z prezydentem Mahmoudem Abbasem, spotyka się z Izraelczykami, duża grupa palestyńskich aktywistów "antynormalizacji" reaguje potępieniem takiego spotkania i wzywa do całkowitego bojkotu Izraela.
Antyizraelski ruch BDS dostarcza inspiracji tym nienawistnikom. Według wrogów Izraela, w tej kampanii nie powinno chodzić tylko o bojkot, wycofanie inwestycji i sankcje. Jak wyraźnie pokazuje wściekłość na tę wizytę w Izraelu, tym, co im przeszkadza, nie jest "normalizacja" z "tworem syjonistycznym", ale fakt, że Izrael istnieje.
Świat może bez końca mówić o Arabskiej Inicjatywie Pokojowej. Fakty pokazują jednak, że masy arabskie i muzułmańskie nadal widzą Izrael jako obce ciało siłą zaszczepione na "muzułmańskiej" ziemi. Dla mas rozwiązaniem jest dżihad przeciwko Izraelowi, nie zaś kolejna inicjatywa pokojowa wspierana przez nie mających poparcia dyktatorów arabskich.