Ilekroć w najnowszej historii sunnicka i neoosmańska Turcja decyduje się na pełną asertywności politykę zagraniczną w naszej burzliwej części świata, widzimy nowe ofiary i kłopoty innych państw, w tym czasem kłopoty dla samego prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana. Wielostronna i asymetryczna wojna w trójkącie Turcja, Syria i Irak staje się coraz bardziej gwałtowna i złożona, z międzynarodową koalicją pod przewodem Stanów Zjednoczonych, która walczy z dżihadystami, podczas gdy Iran i Rosja próbują wygrać wojny zastępcze, Turcja podnosi stawkę z ryzykownym i absurdalnym marzeniem odbudowy imperialnej świetności. Erdogan wydaje się być zdeterminowany walczyć w każdej wojnie z nadzieją, że przyniesie to turecką (sunnicką) dominację w regionie. Jest w błędzie.
Podczas niedawnych wystąpień Erdogan często przypominał tak bliskie tureckiemu sercu dawno zapomniane arabskie hasło - Misak-i Milli ("Narodowy kontrakt").
12 lutego 1920 roku ostatni osmański parlament podjął szereg decyzji, które Mustafa Kemal Ataturk, ojciec nowoczesnej Turcji, przyjął jako "główne podstawy naszej niepodległości". Wśród innych zasad Misak-i Milli, wyznaczała granice nowożytnej Turcji, była wskazówką pozwalająca określić gdzie granice Republiki Tureckiej powinny się zaczynać i gdzie kończyć. Była podstawą wyznaczenia żądań przedstawionych przez nową Turcję w TraktacieLozańskim.
Według Misak-i Milli, "przyszłość terytoriów zamieszkałych przez arabską większość w chwili podpisania zawieszenia broni z Mudros powinna być określona w drodze referendum". Z drugiej strony terytoria nie będące pod okupacją i zamieszkałe przez większość turecką stanowią ojczyznę tureckiego narodu. StatusKars, Ardahan (wówczas tureckich prowincji) oraz Batumi (prowincji Republiki Gruzińskiej) może być rozstrzygnięty w drodze referendum. Status Zachodniej Tracji (w Grecji) zostanie rozstrzygnięty w głosowaniu mieszkańców. Misak-i Milli stwierdzała również, że była osmańska prowincja Mosulu powinna pozostać turecką prowincją. Mosul był najpierw pod kontrolą Brytyjczyków, a następnie został prowincją Iraku. Jest obecnie drugim co do wielkości miastem irackim, znajdującym się teraz pod kontrolą Państwa Islamskiego.
Podczas posiedzenie rządu w tym miesiącu Erdogan podobno powiedział do swoich ministrów:
"Turcja nie znajduje się już w tej samej sytuacji. Status quo jakoś się zmieni. Albo ruszymy do przodu, albo będziemy skazani na kurczenie się. Jestem zdeterminowany na krok do przodu."
W innym przemówieniu, Erdogan powiedział:
"Turcja to nie tylko Turcja. Poza jej 79 milionami obywateli, ponosi odpowiedzialność za setki milionów naszych braci w obszarze geograficznym, z którym związani jesteśmy przez kulturową tradycję... Niektórzy historycy są przekonani, że Narodowy kontrakt obejmuje Cypr, Aleppo, Mosul, Ebril, Kirkuk, Batumi, Saloniki, Warnę, (greckie) wyspy na Morzu Egejskim."
Co to wszystko oznacza, w szczególności kiedy turecki prezydent nieustannie przypomina o Misak-i Milli - i kiedy sojusznicy rozpoczynają ofensywę mającą wypędzić Państwo Islamskie z Mosulu? Oznacza to, że sunnicka Turcja obawia się przyszłego szyickiego (i kurdyjskiego) ekspansjonizmu przy południowej granicy z Syrią i Irakiem. Aby temu zapobiec, Erdogan zamierza budować pro-osmański, sunnicki region przeciwstawiający się irańskiej dominacji.
Tureckie granice z jej południowym sąsiadem, Syrią, południowo-wschodnim sąsiadem, Irakiem i wschodnim sąsiadem, Iranem, mają łącznie około 2 tysięcy kilometrów. Erdogan doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nie nawróci około 80 milionów szyickich Irańczyków na sunnicki islam. Obawia się jednak, że Iran może stworzyć kontrolowany przez szyitów wrogi pas przy granicach Turcji z Syrią i Irakiem (o długości prawie 1400 kilometrów). Obawia się również, że Iran może dać logistyczne wsparcie kurdyjskim wrogom Turcji, wywołując zamieszki i chaos w Turcji. Od czasu kiedy separatystyczna Kurdyjska Partia Robotnicza (PKK) zakończyła w lipcu 2015 roku dwuletnie zawieszenie broni, ponad tysiąc osób zginęło w zamieszkach na terenie Turcji.
Napięcia między sunnizmem Erdogana i szyizmem Iranu osiągnęły nowy szczyt, kiedy Ankara zaczęła nalegać, aby jednostki szyickie nie brały udziału w ofensywie na Mosul. Zamiast tego, Turcja chciałaby, aby odbijanie Mosulu z rąk Państwa Islamskiego prowadzone było przez popierane przez Turcję oddziały sunnickie i zaprzyjaźnione oddziały kurdyjskiej Peszmergi. Jest tu pewien szkopuł. Mosul nie jest tureckim terytorium, jak chciano w Misak-i Milli, ale terytorium irackim. Zaś kontrolowany przez szyitów iracki rząd najwyraźniej nie chce w tej operacji ani tureckiej armii, ani wspieranych przez Turcję oddziałów sunnickich islamistów.
Kiedy sojusznicza ofensywa na Mosul rozpoczęła się, napięcie między Ankarą i Bagdadem wzrosło. Zwolennicy irackiego szyickiego duchownego Moqtada al-Sadra zorganizowali 17 października protest przed turecką ambasadą, po tym jak ten duchowny wezwał do protestów przeciw obecności tureckich oddziałów w obozie w mieście Baszika, w północnym Iraku. Znajduje się tam kilkuset tureckich żołnierzy, którzy szkolą sunnicką milicję, mającą brać udział w ofensywie na Mosul. Zarówno istnienie tego obozu, jak i protesty spowodowały spory między tymi dwoma krajami. "Wynoście się, wynoście się okupanci" "Tak dla Iraku" – skandowali zwolennicy al-Sadra. Bagdad domaga się, aby tureckie oddziały opuściły Irak, Turcja odmawia. Cała ta awantura staje się coraz bardziej turecko-irańską wojną zastępczą.
18 października Erdogan powiedział:
"Jeśli mówimy, że chcemy być zarówno przy stole, jak i w terenie są po temu powody... To co nazywacie 'Bagdadem' to administrator armii stworzonej przez szyitów. Czy mamy z nimi rozmawiać? Oni mówią, że nadchodzi 30 tysięcy szyickiej milicji. Niech się przygotują na to, co ich spotka."
Podczas gdy szyici protestują przeciw tureckiej obecności wojskowej w ich kraju, tureckie lotnictwo bierze udział w operacji powietrznego wsparcia irackiej i kurdyjskiej ofensywy na Mosul, jak powiedział swojej parlamentarnej grupie w Ankarze turecki premier, Binali Yildirim. "Nasze siły wzięły udział w koalicyjnych operacjach powietrznych na Mosul".
Tymczasem od 24 sierpnia turecka armia wspierała armię "umiarkowanych" islamistycznych partyzantów walczących z Państwem Islamskim w północnej Syrii. To jeszcze jedna wojna zastępcza – Turcja popierająca "umiarkowanych", gdzie "umiarkowani" przejęli kontrolę nad około 1,240 kilometrami kwadratowymi terytorium zajętego wcześniej przez mniej umiarkowanych dżihadystów.
Również w Syrii strategiczna wojna Turcji nie jest skierowana na taktyczne cele Państwa Islamskiego. Walcząc z ISIS ramię w ramię z armią "umiarkowanych", których popiera, Ankara ma na celu zatrzymanie ekspansji szyitów oraz Kurdów w północnej Syrii.
Wraz z falą islamizmu, turecki (nie-islamistyczny) "Narodowy kontrakt," Misak-i Milli odnalazł nowego ducha pod osmańska flagą. Nie jest to dobra wiadomość ani dla regionu, ani dla zachodnich sojuszników Turcji, ani dla samej Turcji.
Burak Bekdil: Popularny publicysta wychodzącej w języku angielskim gazety tureckiej "Hurriyet Daily News".