Southern Poverty Law Center (SLPC) z Montgomery w Alabamie uderza znowu. Ci samozwańczy budowniczy różnych granic i policjanci wolnej dyskusji opublikowali coś, co nazywają "Praktycznym przewodnikiem", żeby pomóc mediom w "przeciwdziałaniu czołowym ekstremistom antymuzułmańskim". Wobec takiego idiotyzmu trudno powiedzieć, gdzie zacząć, zacznijmy zatem od początku.
SPLC założono w 1971 r., oficjalnie do walki o prawa obywatelskie, między innymi. Pod koniec swoich pierwszych dziesięciu lat istnienia SPLC zajmowała się krytyką Ku Klux Klanu i innych organizacji rasistowskich. Jednak, podobnie jak wiele tego typu organizacji, stanęli przed problemem kiedy ich działania odniosły sukces. W latach 1990. w Ameryce było na szczęście bardzo mało grup rasistowskich, które działałyby bez zdecydowanego sprzeciwu społecznego. Kiedy tylko pojawiał się członek KKK, wszyscy w społeczeństwie obywatelskim rozumieli, że oto jest zły człowiek, któremu trzeba się sprzeciwić.
Grupy takie jak Southern Poverty Law Center, mają dziwną, ale dobrze znana cechę. Kiedy osiągają swój cel, kontynuują działalność. Dlaczego tak jest? Zazwyczaj dlatego, że są tam ludzie, których pensje, emerytury, przywileje i tak dalej są zagrożone. Prowadzenie kampanii o daną sprawę lub przeciwko danej sprawie staje się ich sposobem życia i źródłem utrzymania. A więc znajdują sposób na kontynuację. Przez kilka lat SPLC zataczało się w ten sposób, jako tak bardzo bezsensowna i bezcelowa organizacja, jak tylko można sobie wyobrazić.
A potem, w ostatnim dziesięcioleciu, coś się stało tej coraz mniej znanej instytucji. Nie do mnie należą spekulacje, dlaczego i jak to się stało, czy był to nowy personel, czy nowe pieniądze, ale organizacja zmieniła się. Nagle SPLC dostrzegło nowy faszyzm. Nie dostrzegło go w grupach, które rozbijały samoloty o budynki, obcinały głowy amerykańskim dziennikarzom i pracownikom organizacji pomocy, lub którzy detonowali bomby na mecie maratonu. Nie, SPLC zobaczyło faszyzm zupełnie gdzie indziej. SPLC zobaczyło ten nowy faszyzm u ludzi, którzy sprzeciwiali się tym, którzy rozbijali samoloty o budynki, obcinali głowy amerykańskim dziennikarzom i pracownikom organizacji pomocy, lub którzy detonowali bomby na mecie maratonu. Dla SPLC olbrzymim zagrożeniem na horyzoncie nie byli islamiści, ale ludzie, którzy przeciwstawiali się islamistom – to jest ludzie, których nazywali "islamofobami". Nie wydawali się również mieć żadnych szczególnych problemów z dżihadem, ale zauważyli olbrzymi problem z ludźmi, których nazywali "kontr-dżihadystami". Do swojej istniejącej już listy "grup nienawiści" dodawali teraz takich ludzi.
Uczciwsza grupa mogła wzdragać się wobec takiego stanowiska. Lepiej poinformowana grupa mogła uciec tysiące kilometrów od takiego stanowiska. Ale SPLC niczego takiego nie zrobiło. W rzeczywistości, odnosi się wrażenie, że dla niektórych ludzi było niezmiernie użyteczne, że można szkalować tych, których niepokoi fundamentalizm islamski i przedstawiać ich jako podobnych do nazistów. Jedyny inny ruch, który uważa to za równie użyteczne, to – oczywiście – ekstremiści islamscy.
Media w dzisiejszej Ameryce mają się coraz bardziej na baczności przed ekstremistami islamskimi. Większość dziennikarzy nie chce, by granice tego, o czym wolno dyskutować, były dyktowane przez islamskich fanatyków. Ale organizacja taka jak SPLC, która robiła coś dobrego czterdzieści lat temu, jest rodzajem instytucji, której media, jak dotąd, chętnie udzielały głosu. Być może, po tym najnowszym wydarzeniu, już tak nie będzie.
Najnowszy wyczyn SPLC jest skandaliczny, dyskredytujący i niechlujny nawet według ich własnych coraz bardzie skandalicznych, dyskredytujących i niechlujnych standardów. W tej publikacji wyliczyli "piętnastu działaczy antymuzułmańskich", najprawdopodobniej w nadziei, że odstraszą media od zapraszania ich i nie dopuszczą, by wysłuchała ich szersza publiczność.
Na liście jest Ayaan Hirsi Ali. SPLC wylicza zestaw jej rzekomo oburzających wypowiedzi, które pojawiły się w takich mało znanych i ekstremistycznych miejscach, jak "Wall Street Journal" i "The Daily Show" z Jonem Stewartem. Wspominają mimochodem – jak gdyby był to niefortunny przypadek – że współpracujący z Hirsi Ali filmowiec, Theo van Gogh, został zarżnięty na ulicy w Amsterdamie przez dżihadystę, a groźbę śmierci dla Hirsi Ali przybił nożem do umierającego ciała van Gogha. Nadal jednak nie mogą zrozumieć, dlaczego komukolwiek miałoby to przeszkadzać. Można zastanawiać się, jakie byłyby uczucia SPCL, gdyby jeden z ich kolegów został w ten sposób zamordowany. Niewątpliwie zlekceważyli by to. Mamy tu jednak sytuację, w której ta "antyrasistowska" organizacja, składająca się w znacznej mierze z białych mężczyzn, którzy przedstawiają się jako antyrasiści, niemniej poświęcają czas na atakowanie czarnej imigrantki.
Hirsi Ali jest oczywiście dobrze znana z tego, że jest byłą muzułmanką. Ale lista SPLC "działaczy antymuzułmańskich" zawiera także praktykującego muzułmanina. Oczywiście, gdyby Maajid Nawaz był ekstremistą islamskim, wówczas SPLC nie miałaby o nim nic do powiedzenia. Ale Maajid Nawaz nie jest ekstremistą – jest jednym z najbardziej pryncypialnych i odważnych ludzi krytykując ekstremistów w jego religii i potępiając ich bigoterię i nienawiść. Robi to, podobnie jak Hirsi Ali, ryzykując bardzo dużo. Jeśli dżihadyści w islamie kiedykolwiek zostaną pokonani, to będzie to dzięki muzułmanom takim jak Nawaz, którzy są gotowi argumentować na rzecz reformy na platformie liberalnej, postępowej, pluralistycznej i demokratycznej.
Niemniej dla SPLC ten muzułmanin nie jest właściwym typem muzułmanina – jest "antymuzułmański". SPLC oskarża Nawaza o to (to nie jest satyra), że (a) współpracuje z policją brytyjską, zamiast działać przeciwko niej, (b) proponował, by klienci w bankach musieli pokazywać swoje twarze, (c) kiedyś nie podporządkował się najbardziej twardogłowej interpretacji islamskiego prawa o bluźnierstwie, (d) odwiedził kiedyś klub nocny w swój wieczór kawalerski.
Southern Poverty Law Center postanowiło zamienić się w rasistowską organizację i zaatakowało pryncypialnych i odważnych krytyków radykalnego islamizmu, takich jak Ayaan Hirsi Ali (po lewej), znana autorka i była muzułmanka, oraz Maajid Nawaz (po prawej), umiarkowany, praktykujący muzułmanin, pisarz prezenter radiowy i polityk. (Zdjęcia: Wikimedia Commons) |
Kto wie, jakie uchybienia w osobistym prowadzeniu się zdarzały się wśród personelu SPLC? Może ktoś z nich miał pozamałżeński stosunek seksualny? A może któryś z nich dopuścił się konsumpcji kieliszka Merlot, sprzecznie z najsurowszą interpretacją świętych tekstów islamskich? Kto wie, ale kim, do diabła byłby ten, który wydaje sąd, i kim do diabła SPLC wyobraża sobie, że jest? Wygląda na to, że SPLC postanowiło zamienić się z organizacji antyrasistowskiej w rasistowską. Organizacja, która kiedyś ścigała białych rasistów, skończyła atakując czarnych i muzułmańskich imigrantów. W przyszłości SPLC musi siebie umieszczać na czele każdej listy "grup nienawiści".