Philipp Schwartz był urodzonym na Węgrzech neuropatologiem, który przez 14 lat pracował na uniwersytecie Goethego we Frankfurcie aż wyrzucono go w 1933 r. za to, że był Żydem. Po tym, jak wyrzucono jego – i innych uczonych – przekonał liczącą dziesięć lat Republikę Turecką, by przyjęła prześladowanych profesorów niemieckich na stanowiska na uniwersytetach tureckich. Mustafa Kemal Ataturk, świecki założyciel państwa tureckiego, entuzjastycznie zgodził się na propozycję Schwartza. Turcja szybko przyjęła 150 niemieckich profesorów pochodzenia żydowskiego. Schwartza mianowano dziekanem Wydziału Patologii na Uniwersytecie w Stambule. Ponad siedemdziesiąt lat później inicjatywa, która nosi imię Philippa Schwartza, zmieniła kierunek.
W pierwszych tygodniach 2017 r. wyrzucono z tureckich uniwersytetów kolejnych 631 badaczy i profesorów, dodając do tysięcy innych wobec których przeprowadzono czystkę w drugiej połowie 2016 r. Kilku uczonych tureckich idzie teraz drogą odwrotną niż Schwartz, Jesienią 2016 r., organizacja "Inicjatywa Philippa Schwartza" otrzymała więcej podań z Turcji niż w rozdartej wojną Syrii lub jakiegokolwiek innego kraju. Turcy stanowią teraz 46% wszystkich ubiegających się o pracę na zagranicznych uniwersytetach całego świata. Jak to ujmuje wychodzący w Brukseli tygodnik europejski "Politico": "Turcja traci swoje mózgi."
Problem Turcji jest jednak większy niż dosłowna utrata mózgów. Ten kraj najwyraźniej traci rozum. Czołówki wiadomości są obecnie tak dezorientujące, że często nie można zdecydować, czy czyta się prawdziwą gazetę, czy też turecką wersję "The Onion", odzwierciedlającą kolektywne, socjo-patologiczne szaleństwo – jak na ironię, dziedzinę badań Schwartza.
Islamistyczna i wojowniczo popierająca Erdogana gazeta "Yeni Akit" opublikowała zdjęcie czegoś, co wygląda jak czołg podstawowy, twierdząc, że został stworzony przez Aselsan, państwową firmę zbrojeniową, i jest zdolny "także do zatrzymania bomby atomowej". "Yeni Akit" należy do "elitarnej" grupy mediów, której redaktorzy naczelni często znajdują się na pokładzie prywatnego odrzutowca Erdogana, kiedy podróżuje on za granicę z wizytami państwowymi. Tym, co niepokoi jeszcze bardziej niż absurdalność twierdzenia "Yeni Akit", jest, że niewielu Turków zakwestionowałoby autentyczność tej wiadomości.
Erdogan-mania może także przybrać inne dziwaczne formy. Inną podaną niedawno wiadomością jest to, że rozpoczęto śledztwo w sprawie 18 mieszkańców małej wsi w Turcji południowej po tym jak wójt wsi poinformował władze, że ci mężczyźni zajmowali się "działalnością terrorystyczną" i obrazili prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana. Stało się jasne, że tych 18 podejrzanych to byli po prostu rywale szefa wioski w wyborach i ich krewni oraz przyjaciele. Zachowanie kacyka wsi można wyjaśnić "psychiką ludzką i chciwością polityczną". Co czyni Turcję bardziej podobną do Korei Północnej niż do demokracji europejskiej, to odruchowa reakcja władz rozpoczęcia śledztwa bez dowodów jakiejkolwiek działalności terrorystycznej lub obrażenia prezydenta.
W Turcji naczelnicy wsi, jak większość wieśniaków w Anatolii, są ogólnie znani z lojalności wobec Erdogana. Po bezprecedensowej dewaluacji tureckiej liry wobec głównych światowych walut na początku 2017 r. prezydent winił za to "manipulatorów i terrorystów", którzy mają portfele pełne walut zagranicznych. "Nie ma różnicy między terrorystą, który ma broń lub bombę w ręku a terrorystą, który ma dolary i euro" – powiedział Erdogan 12 stycznia. W pokazie poparcia dla Erdogana grupa wiejskich kacyków w południowowschodnim mieście tureckim Adiyaman, spaliła stertę banknotów jednodolarowych, protestując przeciwko ostremu wzrostowi dolara wobec liry. Ładny pokaz. Ale zagniewani wiejscy przywódcy, nie byli dość szczodrzy w wyrażaniu gniewu na dolara: jak się bowiem okazało, podczas pokazu spalili fałszywe banknoty dolarowe.
W innym miejscu tytuł Najwyższy obrońca praw w sądzie tureckim za propagowanie terroru był innym dziwactwem tureckim. Erol Onderoglu, przedstawiciel Turcji w Reporterzy Bez Granic, wraz z innym działaczem, Sebnemem Fincancim i dziennikarzem Ahmetem Nesinem, został oskarżony o "tworzenie pro-kurdyjskiej propagandy terroru i wspieranie terrorystów", za co grozi im więzienie. Akt oskarżenia jako dowód przedstawia jedynie fakt, że podejrzani zredagowali gościnnie pro-kurdyjską gazetę po tym, jak jej redaktorzy zostali wsadzeni do więzienia.
Erol Onderoglu (po lewej na spotkaniu z przewodniczącym Parlamentu Europejskiego Martinem Schulzem) jest przedstawicielem Turcji w Reporterzy Bez Granic. Ostatnio został aresztowany w Turcji wraz z działaczem Sebnemem Fincancim i dziennikarzem Ahmetem Nesinem. Są oskarżeni o "tworzenie pro-kurdyjskiej propagandy terroru i wspieranie terrorystów", ponieważ gościnnie zredagowali gazetę pro-kurdyjską po uwięzieniu jej redaktorów. (Zdjecie: Parlament Europejski) |
16 stycznia Turcy odetchnęli z ulga, kiedy policja po 16-dniowym pościgu złapała terrorystę, który zabił 39 ludzi w klubie nocnym wkrótce po północy w wieczór Noworoczny. Siły specjalne schwytały go żywego wraz z Irakijczykiem i trzema kobietami z Somalii, Senegalu i Egiptu – jak się sądzi, wszyscy są członkami lub zwolennikami Islamskiego Państwa Iraku i Syrii (ISIS). Przyznał się on do zamachu i jego odciski palców odpowiadają odciskom znalezionym na miejscu zbrodni. W domu, w którym schwytano jego i innych, brakowało jego czteroletniego syna. Sądzi się, ze biedny dzieciak został wysłany do innego bezpiecznego domu w Stambule. Gdziekolwiek jest trzymany, nigdy nie będzie miał bezpiecznego życia w Turcji, mimo jego niewinności. Turcy traktują go jako terrorystę in absentia. Cemil Barlas, popierający Erdogana dziennikarz, tweetował, że "... w jakiś sposób powinien zostać użyty [sugerując tortury], to dziecko powinno być użyte, by zmusić zabójcę do mówienia. Nie ma w tym nic moralnie złego".