Turecki prezydent, Recep Tayyip Erdoğan, jest w poważnym kłopocie: chce, by jego kraj nadal cierpiał jako demokracja trzeciego świata, ale ma nadzieję zwabienia zagranicznych inwestycji w tych samych ilościach i na tych samych warunkach jak demokracja zachodnia. To się nie zdarzy. Zdjęcie: Adem Altan/AFP via Getty Images) |
To jest jego ulubiony cykl: prezydent Recep Tayyip Erdoğan brawurowo powiększa deficyt demokracji Turcji, osłabia instytucje, odmawia uznania demokratycznych mechanizmów gwarantujących zachowanie równowagi politycznej. Izoluje Turcję od jej zachodnich sojuszników i prowadzi politykę irredentyzmu w próbie odzyskania rzekomo "utraconych" ziem. Turcja kłóci się nieustannie ze Stanami Zjednoczonymi i z Europą.
W sposób nieunikniony polityczna izolacja powoduje ekonomiczną izolację. Gospodarka jest na drodze do upadku. Inwestorzy uciekają z kraju. Wyborcy zaczynają narzekać na dwucyfrową inflację i procenty bankowe; wartość liry nieustannie spada; bezrobocie ostro rośnie. Erdogan ponownie odkrywa w sobie osobowość reformatora i obiecuje demokratyzację - przypuszczalnie w próżnej nadziei, że może odwrócić proces ekonomicznego upadku.
Pod koniec października Erdoğan rzucił wyzwanie USA, szydząc, że muszą się spieszyć z narzucaniem sankcji na Turcję, a równocześnie rozpoczął drugi osobisty atak – na francuskiego prezydenta, Emmanuela Macrona. "Jakiekolwiek macie sankcje, nie spóźnijcie się [z nimi]" – powiedział do Waszyngtonu. Do Macrona powiedział: "Osoba kierująca Francją zgubiła drogę" – w dzień po tym, jak oznajmił, że francuski prezydent może potrzebować leczenia psychiatrycznego z powodu jego poglądów na radykalnych muzułmanów. Do europejskich przywódców powiedział: "Jesteście faszystami w prawdziwym znaczeniu tego słowa. Jesteście prawdziwym ogniwem w nazistowskim łańcuchu". Do Holandii powtórzył tyradę sprzed trzech lat: "Jesteście resztkami nazistów i faszystów".
A turecka gospodarka dawała jeszcze gorsze oznaki nieodwracalnego upadku, z walutą w tym roku tracącą jedną trzecią wartości w stosunku do dolara, wielki kryzys równowagi wypłat wyglądał na trzęsienie ziemi. Na dzień 3 listopada turecka lira utraciła najwięcej na świecie w roku 2020.
Erdoğan dramatycznie rozpoczął od wyrzucenia 6 listopada dyrektora Banku Centralnego, Murata Uysala. Dwa dni później wyrzucił własnego zięcia, ministra ekonomii i finansów, Berata Albayraka. 13 listopada Erdoğan rozpoczął to, co nazwał nowym i wszechstronnym planem reform ekonomicznych i prawnych. To ma być, według określenia rzecznika Erdoğana, Ibrahima Kalına: "nowa kampania, by podnieść standardy demokratycznych praw i swobód". Minister sprawiedliwości, Abdülhamit Gül, dołączył do chóru fałszywych reformatorów: "Niechaj sprawiedliwości stanie się zadość, nawet jeśli rozpęta się piekło".
Jakakolwiek kampania PR, zaprojektowana do ograniczenia szkód, byłaby niekompletna bez złagodzenia języka o Zachodzi czyli "nazistach", uważa Erdoğan. "Nie widzimy siebie nigdzie poza Europą - powiedział Erdoğan 21 listopada. – Wyobrażamy sobie budowanie naszej przyszłości razem z Europą". Dwa dni później minister obrony, Hulusi Akar, określił NATO jako "kamień węgielny naszej obrony i polityki bezpieczeństwa" i powiedział, że Turcja spodziewa się kooperacji z nadchodzącą administracją Joego Bidena w Stanach Zjednoczonych.
Erdoğan nie mówi o reformach, dlatego że chce zreformować notorycznie niedomagającą demokrację w swoim kraju. Jego najnowsze zaloty, podobnie jak w poprzednich latach, mają na celu zagraniczne inwestycje w czasie, kiedy gospodarka Turcji bije w dzwony alarmowe.
Według oficjalnych danych, od 2014 do 2019 roku w sumie 63 014 ludzi zostało oskarżonych o obrażenie Erdoğana. 9554 spośród nich zostało skazanych. Niedawne badanie Artı Bir pokazało, że tylko 1,7% Turków ma zaufanie do wymiaru sprawiedliwości kraju (a 1,2% do parlamentu). Nawet były minister sprawiedliwości Erdoğana, Cemil Çiçek, obecnie członek prezydenckiej rady konsultacyjnej, wyraził pesymizm w sprawie reformy: "Słowo 'reforma' bardzo się wyświechtało. Nikt nie powinien oczekiwać czegokolwiek (od tej nowej ofensywy)".
Obietnica nowej reformy Erdoğana pojawia się w czasie, kiedy były przywódca prokurdyjskiej partii wraz z dziesiątkami innych pozostają w więzieniu. Niemal wszyscy wybrani kurdyjscy burmistrzowie zostali zastąpieni przez wyznaczonych przez rząd administratorów. Setki dziennikarzy, polityków i intelektualistów trafiło więzień z powodu absurdalnie marnych oskarżeń. Prorządowi sędziowie wydają wyroki sprzeczne z orzeczeniami wyższych sądów tureckich, włącznie z Sądem Konstytucyjnym i Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Ci sędziowie, którzy odważają się wydawać "niepożądane werdykty" są sprawdzani i często otrzymują kary dyscyplinarne.
Nie jest przypadkiem, że Freedom House umieścił Turcję w kategorii "nie wolne" na liście krajów w swoim oszacowaniu za rok 2020. Innymi krajami w tej samej grupie co Turcja są, między innymi Afganistan, Angola, Białoruś, Brunei, Czad, Dżibuti, Erytrea, Gabon, Iran, Irak, Libia, Myanmar, Korea Północna, Nikaragua, Katar, Rwanda, Somalia, Sudan i Jemen. Według World Justice Project, Turkey zajmuje 107 pozycję na liście 128 krajów pod względem praworządności. W dodatku, według rankingu wolności prasy Reporterów Bez Granic, Turcja zajmuje 154 miejsce spośród 180 krajów, z gorszym wynikiem niż Pakistan, Kongo i Bangladesz.
Nowa ofensywa Erdoğana jest głęboko problematyczna. Nie jest autentyczna. Zaledwie w kilka dni po rozpoczęciu kampanii reform odrzucił wezwania do uwolnienia kurdyjskiego polityka i działacza praw obywatelskich. "Program reform Erdoğana przetrwał tylko przez dziewięć dni - powiedział Bekir Ağırdır, wybitny politolog i dyrektor firmy badawczej KONDA.
Erdoğan, jest w poważnym kłopocie: chce, by jego kraj nadal cierpiał jako demokracja trzeciego świata, ale ma nadzieję zwabienia zagranicznych inwestycji w tych samych ilościach i na tych samych warunkach jak demokracja zachodnia. To się jednak nie zdarzy.