Palestyńczycy raz jeszcze płacą wielką cenę za pozwolenie grupom terrorystycznym i zbrojnym gangom na swobodne działanie w ich społecznościach. Tym razem nie dzieje się to jednak na Zachodnim Brzegu ani w Strefie Gazy. Chodzi o Liban, jeden z trzech krajów arabskich, które goszczą setki tysięcy Palestyńczyków.
To wyjaśnia dlaczego media międzynarodowe i organizacje praw człowieka nie wykazują zainteresowania tym, co dzieje się w największym w Libanie obozie dla uchodźców, Ain al-Hilweh.
W ciągu ostatnich dwóch tygodni dziesiątki rodzin palestyńskich z Ain al-Hilweh uciekło ze swoich domów po wybuchu zaciekłych walk między członkami Fatahu a terrorystami z radykalnego gangu islamistycznego stowarzyszonego z Al-Kaidą i z Państwem Islamskim,
Najwyraźniej Rada Bezpieczeństwa ONZ nie słyszała o walkach w Ain al-Hilweh. Dlatego też nie wydała nawet oświadczenia wyrażającego "zaniepokojenie" losem Palestyńczyków w tym obozie.
Media międzynarodowe jak dotąd wykazały bardzo małe zainteresowanie tą sprawą. Dlaczego? Odpowiedź jest, jak zwykle, prosta: brak udziału Izraela.
120 tysięcy Palestyńczyków, którzy żyją w Ain al Hilweh "mają pecha", bo nie atakują ich syjoniści. Inaczej już byłoby międzynarodowe oburzenie i Rada Bezpieczeństwa ONZ już zebrałaby się na sesji nadzwyczajnej, by potępić Izrael i wezwać do natychmiastowego zaprzestania działań zbrojnych.
Ponieważ jednak nie można obwinić Izraela, Palestyńczycy, którzy zabijają innych Palestyńczyków, nie są czymś, co interesuje społeczność i media międzynarodowe.
W starciach w Ain al-Hilweh zginęło jak dotąd czterech bojowników Fatahu. Co najmniej 35 ludzi odniosło rany w walkach, które opisano jako najgorsze od lat. Według naocznych światków, rywalizujące strony używają w tych walkach rozmaitych rodzajów broni, włącznie z granatami o napędzie rakietowym.
Czterech zabitych zidentyfikowano jako Fadi Khdeir, Ala Othman, Rabi Mashour i Hussein al-Saleh.
Najnowsza runda walk w Ain al-Hilweh zaczęła się po tym, jak terroryści z organizacji islamistycznych bezskutecznie próbowali zabić Abu Aszrafa al-Armousziego, starszego rangą dowódcę sił bezpieczeństwa Fatahu. Wcześniej terrorystom udało się zabić innego wysokiego oficera Fatahu, Talala al-Urduniego.
Palestyńskie obozy uchodźców w Libanie zawsze były uważane za strefy "eksterytorialne", zarządzane wyłącznie przez rozmaite grupy zbrojne. Libańska policja i armia nie odgrywają żadnej roli w utrzymywaniu prawa i porządku wewnątrz obozów. Jak w większości podobnych sytuacji, kiedy wybuchają zbrojne starcia wewnątrz obozów uchodźców, wszystko, co pozostaje Armii Libańskiej, to monitorowanie sytuacji na odległość.
W 2007 r. jednak Armia Libańska musiała interweniować, by powstrzymać zbrojne starcia w innym obozie uchodźców, Nahr al-Bared. W walkach zginęły dziesiątki ludzi, wśród nich wielu żołnierzy i obóz został niemal doszczętnie zniszczony. Niemal 30 tysięcy Palestyńczyków wysiedlono i Nahr al-Bared pozostaje nadal zamkniętą strefą wojskową.
Mieszkańcy Ain al-Hilweh niepokoją się, że spotka ich podobny los, jaki spotkał obóz uchodźców Jarmouk w Syrii. Jarmouk był niegdyś domem dla 200 tysięcy Palestyńczyków. W ciągu ostatnich czterech lat setki mieszkańców Jarmuk zginęło lub odniosło rany w zaciętych walkach między rywalizującymi milicjami. Także armia syryjska niemal co tydzień zrzuca tam bomby beczkowe.
Jarmouk, Nahr al-Bared i Ain al-Hilweh płacą niezwykle ciężką cenę za zgodę na zamianę ich obozów w bazy wojskowe. Większość obozów palestyńskich w Libanie i w Syrii od dawna służy jako wielkie magazyny broni kontrolowane przez rozmaite milicje, należące do różnych grup. Dzieje się to, podczas gdy Agenda Narodów Zjednoczonych dla Pomocy Uchodźcom Palestyńskim (UNRWA) nadal zamyka na to oczy.
Jak pokazują walki w Ain al-Hilweh, Palestyńczycy raz jeszcze padli ofiarą tego, co wielu określa jako "chaos broni". Jest to ten typ anarchii, który pozwolił Hamasowi wyrzucić Autonomię Palestyńską ze Strefy Gazy w 2007 r. Obozy uchodźców na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy także są pełne broni i uzbrojonych bandytów należących do różnych grup, włącznie z Fatahem i Hamasem.
Maher al-Szawisz, palestyński pisarz i politolog z Libanu, mówi, że Ain al-Hilweh stoi obecnie przed poważnym kryzysem humanitarnym spowodowanym trwającymi walkami. "Kiedy widzi się zniszczenia w obozie, jest jasne, że stoi on przed prawdziwą katastrofą, którą trzeba powstrzymać niezwłocznie" – powiedział al-Szawisz. "Te walki są hańbą dla sprawy palestyńskiej".
Zamiast jednak przyznać swoją odpowiedzialność za zamianę obozów w bazy wojskowe, przywódcy palestyńscy często wolą obwiniać innych, najchętniej Izrael, za los ich ludności.
Ain al-Hilweh może wkrótce wpaść w ręce terrorystów Al-Kaidy i Państwa Islamskiego. Niemniej, zamiast przeciwstawić się tej groźbie i wezwać na pomoc społeczność międzynarodową, by udaremnić plan terrorystów, generał Subhi Abu Arab, główny dowódca Fatahu ds. bezpieczeństwa w Libanie, postanowił uczynić odpowiedzialnym Izrael. Nie trzeba mówić, że Izrael nie ma nic wspólnego z najnowszą rundą walk w Ain al-Hilweh ani z "chaosem broni" wewnątrz palestyńskich obozów uchodźców.
Niemniej, oficjele palestyńscy, tacy jak generał Abu Arab, nigdy nie tracą okazji złożenia winy pod drzwiami Izraela. Nadal również kłamią swoim ludziom, że Izrael stoi za Państwem Islamskim. Mówiąc o starciach w Ain al-Hilweh, generał Abu Arab nie miał problemu, wyjaśniając, że "Jest to spisek syjonistyczny, by wyeliminować prawo powrotu, usunąć Palestyńczyków i siać konflikty w obozie przy użyciu piątej kolumny".
Jak długo Palestyńczycy i przywódcy arabscy nadal wierzą w takie teorie spiskowe i odmawiają zobaczenia rzeczywistości, Palestyńczycy w Ain al-Hilweh, tak samo jak ci z Jarmouk, będą stali przed ponurą przyszłością.