Na pytanie, dlaczego cywilizacja zachodnia jest największa w historii, wielu odpowie, że z powodu europejskiej, a później amerykańskiej potęgi militarnej, że to zasługa brytyjskiego, francuskiego, hiszpańskiego i portugalskiego imperium oraz ich panowania na morzach i oceanach lub postępu, który przyniosła rewolucja przemysłowa. Dziś, oczywiście, istnieje ogólna tendencja do przedstawiania zachodnich osiągnięć w jednolicie negatywnym świetle, często z ważnych powodów, w tym wykorzystywania przez nas niewolnictwa czy złego traktowania rdzennych Amerykanów. Ten negatywizm jest jednak bardzo selektywny. Dlaczego, na przykład, zachodnie chrześcijańskie imperia uważane są za plagę ludzkości, podczas gdy wiele muzułmańskich imperiów w przeszłości - które trwały znacznie dłużej, brały udział w największym i najdłużej trwającym handlu niewolnikami w historii, starały się narzucić wszystkim innym jedną religię, i stawiały od około X wieku ogromne bariery racjonalnemu myśleniu – traktuje się jak błogosławieństwo?
Współczesny Zachód zawdzięcza swą wielkość tym odkrywcom, zdobywcom, kupcom i stworzonym przez nich przedsiębiorstwom o zasięgu światowym - podobnie islamskie imperia miały odkrywców, kupców i międzynarodowe sieci (takie jak wielkie szkoły nauk Sufich). Ważne cywilizacje powstały w obu światach: wielki rozwój urbanistyczny, wspaniała architektura, pierwsze uniwersytety, wielka poezja, wielka sztuka, wielka filozofia, nagłe ożywienie działalności naukowej i matematycznej w muzułmańskim średniowieczu, a następnie w Europie w okresie renesansu i rewolucji przemysłowej. Tendencja nowoczesnych liberałów do wymuszania przeprosin na rządach za czyny przodków, zaczynając od handlu niewolnikami, a na orientalistycznym przedstawianiu muzułmańskich narodów kończąc, jest bezcelową próbą pisania historii na nowo. Oczywiście nikt nie nawołuje muzułmańskich rządów do przepraszania za handel niewolnikami, czy za wczesne arabskie podboje.
Współczesny świat zachodni jest produktem okresu, który stworzył największe osiągnięcia w historii ludzkości, Oświecenia. Od tamtych czasów możemy datować początki najważniejszych zalet naszego współczesnego świata. To właśnie te zalety, pomimo wielu błogosławieństw, które za sobą przyniosły i ich roli jako fundamentu spójnych społeczeństw, są wyśmiewane i często atakowane przez świat islamski, ale również przez siły na Zachodzie. Bez trudu można je wymienić, jest to: liberalna demokracja, prawa człowieka, tolerancja religijna, instrumenty międzynarodowe służące do zarządzania konfliktami, prawa kobiet, prawa mniejszości wszelkiego rodzaju, ustawodawstwo wywodzące się z debaty politycznej, wstręt do tyranii, wolność myśli, przekonań i wypowiedzi, krytycznych dociekań, wolność prasy i innych mediów, sekularyzacja, która pozwala na swobodę praktyk religijnych i zapewnia bezpieczeństwo autorom odmiennych poglądów.
Spośród tych błogosławieństw, najważniejsze wydają się te ostatnie: wolność myśli, przekonań i wypowiedzi, krytycznych dociekań, wolność prasy i innych mediów, sekularyzacja, która pozwala na swobodę wypowiedzi religijnych, i bezpieczeństwo autorów odmiennych poglądów. Bez nich wszystkich, żadne z pozostałych błogosławieństw nie będzie trwałe. Jest jeszcze jedno błogosławieństwo, ściśle z nimi związane: wolność akademicka. W XVIII wieku zapoczątkowano wyzwalanie uniwersytetów od ograniczeń nakładanych na uczonych przez królów i kościół, od cenzury stosowanej w celu utrzymania status quo, od blokowania postępu naukowego poprzez odwołanie się do Pisma, czy od siły duchowieństwa lub po prostu od tradycjonalizmu [1] i wszystkich innych sił obskurantyzmu. Oznaczało ono skok, nie tylko w dziedzinie nauk fizycznych, ale we wszystkich dziedzinach ludzkiego zrozumienia, od polityki do społeczeństwa, filozofii, religii i sztuki. Swobodom akademickim zawdzięczamy więcej niż możemy sobie wyobrazić: temu że nauczyciel akademicki czy naukowiec nie może podlegać cenzurze, być odwołany czy finansowo zniszczony za wyrażanie swoich opinii; [2] temu że publikacje, książki, monografie lub całe czasopisma naukowe, mogą zawierać krytyczne, a nawet kontrowersyjne treści, i że sama polemika daleka jest od bycia przeszkodą w poszukiwaniu prawdy, za to jest istotnym mechanizmem poszukiwań.
Proces ten nie zakorzenił się w świecie islamskim, gdzie, jak już wspomniano, racjonalność została wcześnie odrzucona z dyskursu publicznego i naukowego na rzecz wiary. [3] Począwszy od wewnętrznego sporu pomiędzy racjonalistami i teologami z inklinacjami fundamentalistycznymi, możliwość dosyć otwartych dociekań została zablokowana, kiedy powstały dogmaty o objawieniu, doskonałości i nieomylności Koranu. Dociekania były zagrożeniem dla wiary; było bezpieczniej unikać ognia piekielnego akceptując wszystkie aspekty świętej księgi, bez tych wszystkich "czemu?" i "dlaczego?" Doktryna nieomylności i zagrożeń związanych z rozumem została ogłoszona przez najważniejszego myśliciela w historii islamu, Abu Hamida Al-Ghazaliego (1058-1111). Według tej doktryny, Bóg działa w każdej chwili w każdym atomie, niszcząc i tworząc zgodnie ze swoją wolą, tak, że nie da się przewidzieć, co stanie się w danej chwili - co wyklucza potrzebę lub wartość racjonalnych dociekań. Wniosek ten jest odpowiedzialny za fatalizm, który wyklucza jakąkolwiek odpowiedzialność ludzką za najmniej czyn lub wykonywanie własnej woli. Skrajne współczesne przedstawienie tego anty-racjonalizmu można znaleźć w słowach Mukhtara Mukhtara (Muchtara Muchtara), przywódcy egipskiej organizacji terrorystycznej Al-Gama'a al-Islamija, skierowanych do reformatorskiego muzułmanina, Tawfika Hamida: "W drodze do (meczetu) Muchtar podkreślił zasadnicze znaczenie pojęcia al-fikr kufr w islamie, idei, że sam akt myślenia (fikr) sprawia, że człowiek staje się niewiernym".
To nie ma być jakiś pean na cześć Zachodu i kpina z islamu: rośnie zagrożenie dla zachodniego przywództwa na całym świecie. Zagrożeniem nie jest terroryzm islamski (pomimo tego, że jest to realnym i rosnącym zagrożeniem, zwłaszcza w Europie, ale w coraz większym stopniu również w Stanach Zjednoczonych). Zagrożeniem nie jest rosnąca muzułmańska liczebność w naszej populacji (chociaż zbiera żniwo również w Europie). Zagrożeniem nie jest nawet wzrost wpływów islamu na całym świecie. To są prawdziwe problemy; zachodni przywódcy do tej pory nie reagują odpowiednio na zagrożenia, które one prezentują. Oczywiste występujące tu niebezpieczeństwo przyćmiewa wszystkie inne: zagrożenie dla samych wartości oświeceniowych. Jeśli zagrożenie nie zostanie ograniczone, to może ono zapoczątkować porzucenie intelektualnych wolności, na których opierają się wszystkie inne nasze wolności. Zagrożeniem jest nasz współudział w szybkim i, jak na razie, niemożliwym do zatrzymania wzroście bezpośredniej islamskiej (w rzeczywiście islamistycznej) kontroli nad całymi wydziałami i ośrodkami w rosnącej liczbie zachodnich uniwersytetów Europy i Stanów Zjednoczonych. I jest nim wkraczanie cenzury – i odpowiedzialności karnej - w wolności słowa w Europie i USA. Mieszczą się w tym zarówno taktyki zastraszania na kampusach uniwersyteckich (i, najwyraźniej, poza nimi), uciszanie ludzi o odmiennej opinii, jak i wydanie w dniu 31 maja 2016 roku przez Komisję Europejską "kodeksu postępowania", teoretycznie po to, by wyeliminować "mowę nienawiści" w internecie, ale w praktyce oznacza to, że uciszani są ci, którzy cytują "mowę nienawiści" lub wskazują na niebezpieczeństwa, żeby ostrzec przed nimi innych.
Czy garstka darowizn od rządów muzułmańskich dla wielu europejskich i amerykańskich uniwersytetów zasługuje na cały artykuł, który rozpoczyna się od stwierdzenia, że zagrożona jest zachodnia cywilizacja? W rzeczywistości skala dotacji daleko wykracza poza "garstkę", uczelnie, których to dotyczy, są jednymi z najlepszych na świecie, sumy, które wchodzą w rachubę, to setki miliardów dolarów, a cele islamskiego finansowania są, w przeważającej części, bardzo konkretne i stanowią część wyraźnego programu. Jakieś pieniądze być może są przekazywane dla szkół biznesu lub wydziałów nauk ścisłych, ale przeważająca większość idzie na wspieranie lub tworzenie dużych wydziałów i ośrodków akademickich badania Bliskiego Wschodu, islamu lub studiów arabskich. Jest w tym pozorna logika – czy niesamowicie bogate kraje muzułmańskie nie mają prawa do promowania badań nad swoimi społeczeństwami, historią i religią, tworząc w ten sposób korpus doświadczonych ludzi z wymaganymi umiejętnościami językowymi i dokładną znajomością przedmiotów, które najpierw badają, a następnie ich nauczają, albo na temat których doradzają rządom, pracują w tych dziedzinach w administracji publicznej, ONZ, lub międzynarodowych organizacjach pozarządowych, jako członkowie think tanków, eksperci, analitycy mediów publicznych, a może i politycy? Cóż, jeśli zachowaliby całkowitą neutralność i pozostawiali naukowców w spokoju, ich wkład mógłby być traktowany po prostu jako hojność lub jako wkład w dobre stosunki w społeczności międzynarodowej. Co mogłoby być lepszego? Czy to nie świat islamu jest źle rozumiany na Zachodzie, i czy więcej nauczania i badań nad nim i jego przekonaniami nie byłoby prawdziwym dobrodziejstwem? I jak ktoś taki jak ja, kto całe życie poświecił studiowaniu, wykładaniu i pisaniu o sprawach związanych z islamem i Bliskim Wschodem, może źle myśleć o takim przedsięwzięciu?
Oczywistej krytyce musi podlegać ogromna skala operacji, w takim sensie, że fundamentalistyczne muzułmańskie kraje takie jak Arabia Saudyjska i Katar mają obecnie efektywnie ogromny wpływ na sposób, w jaki studia nad islamem i studia bliskowschodnie prowadzone są na wiodących zachodnich uniwersytetach. Dylemat uczelni jest zwiastunem nadchodzącego kryzysu. Nawet dość bogate uniwersytety, takie jak Harvard i Oxford borykają się z trudnościami finansowymi. Fundusze państwowe są często trudne lub niemożliwe do pozyskania; naukowcy rozpaczliwie walczą, szukając finansowania dla swoich projektów, zadań i wydziałów.
Uniwersytety zareagowały na trudności finansowe na wiele sposobów. Jednym z nich było przyjmowanie coraz większej liczby studentów z zagranicy, w tym niezwykle wielu z krajów islamskich (w których poziom kształcenia jest niemal jednolicie marny). ICEF Monitor donosi:
"Na początku w 2005 roku, było nieco ponad 3 tysiące studentów saudyjskich w Stanach Zjednoczonych, kraju, który był głównym celem dla studentów finansowanych przez KASP (King Abdullah Scholarship Program), można zaobserwować, że zapisy saudyjskich studentów zwiększyły się do prawie 60 tysięcy w roku akademickim 2014/2015 (wzrost o prawie 2000% w ciągu ostatnich dziesięciu lat). W ciągu ostatnich pięciu lat z rzędu, Arabia Saudyjska jest czwartym co do wielkości krajem wysyłającym studentów do USA".
Wielu studentów saudyjskich przyjeżdża również do Kanady i Wielkiej Brytanii.
Drugą odpowiedzią niewielkiej liczby uczelni było otwarcie swoich filii w innych krajach, w tym kilku w Zatoce, na przykład: UCL (University College London), Uniwersytet Heriot-Watt (Heriot-Watt University), Uniwersytet Nowojorski (New York University) i irlandzki Royal College of Surgeons uruchomiły programy w Katarze, Dubaju, Abu Zabi i Bahrajnie. Nic dziwnego, że kampusy te są poddawane zewnętrznej kontroli. Według profesora Stephena F. Eisenmana z Uniwersytetu Północno-Zachodniego (Northwestern University) (który ma oddział w Katarze): "Etyka towarzysząca tworzeniu kampusów w autorytarnym kraju jest niejasna, zwłaszcza, gdy hamowana jest na nich wolność wypowiedzi i zaliczane są do sojuszników przez opresyjne reżimy lub ugrupowania".
Jest to problematyczne, ale bez porównania ważniejszy jest wpływ na badania świata islamskiego na zachodnich uniwersytetach. Zaczynając od Wielkiej Brytanii, Arab News donosi:
Przez ostatnie dziesięciolecie, Arabia Saudyjska była największym źródłem dotacji z krajów islamskich i pochodzących od rodzin królewskich dla brytyjskich uniwersytetów, a wiele z tych środków jest poświęcanych badaniu islamu, Bliskiego Wschodu i literatury arabskiej. Duża część z tych pieniędzy poszła na utworzenie islamskich ośrodków badawczych. W 2008 roku książę Alwaleed bin Talal ofiarował w tym celu po 8 mln funtów uniwersytetom w Cambridge i Edynburgu, poinformował wczoraj dziennik ekonomiczny "Al-Eqtisadiah". Oxford był największym brytyjskim beneficjentem saudyjskiego wsparcia. W 2005 roku książę Sultan, nieżyjący następca tronu, przekazał 2 mln funtów Muzeum Ashmolean. W 2001 roku Fundacja Króla Abdula Aziza dała milion funtów na Centrum Bliskowschodnie (Middle East Center). Jest też wielu innych darczyńców. 75 mln funtów wsparcia na oksfordzkie Centrum Studiów nad Islamem (Islamic Studies Center) pochodziło z 12 krajów muzułmańskich. Władca Omanu, Sultan Qaboos bin Said, dał 3,1 mln funtów Cambridge, żeby ufundować dwie katedry, w tym katedrę języka arabskiego. Władca Szardży, szejk Sultan bin Mohammed Al-Qassimi, wsparł centrum studiów islamskich w Exeter kwotą ponad 5 mln funtów od 2001 r. Trinity Saint David, część Uniwersytetu Walijskiego, otrzymała datki od władcy Abu Zabi szejka Khalifa bin Zayeda Al-Nahyana.
Tutaj znajduje się również podsumowanie kwot przekazanych amerykańskim uniwersytetom od 1976 roku:
Historia saudyjskich datków dla Stanów Zjednoczonych sięga 1976 roku kiedy to Rijad przekazał milion dolarów na Uniwersytet Południowej Kalifornii (the University of Southern California).
W 1979 roku magazyn "Saudi Aramco World" opublikował listę darowizn pochodzących z Bliskiego Wschodu, w tym 200 tysięcy dolarów od Saudyjczyków na rozwój programu studiów nad islamem i arabistyki dla Uniwersytetu Duke; 750 tysięcy dolarów od libijskiego rządu na katedrę kultury arabskiej na Uniwersytecie Georgetown; i 250 tysięcy dolarów od Zjednoczonych Emiratów Arabskich na wizytującego profesora historii arabskiej, także na Uniwersytecie Georgetown.
Do teraz Rijad wydał sto miliardów dolarów na rozprzestrzenianie wahabizmu, najbardziej antysemickiej i ekstremistycznej wersji islamu.
Na czele listy "beneficjentów" jest Harvard, z około 30 mln dolarów. Ten klejnot w koronie Ivy League (osiem prestiżowych uniwersytetów we wschodniej części Stanów Zjednoczonych), otrzymał 20 mln dolarów tylko w 2005 roku.
20 milionów dolarów zostało przekazanych na Centrum Studiów Bliskowschodnich na Uniwersytecie w Arkansas; 5 milionów dolarów na Centrum Studiów Bliskowschodnich w Berkeley, w Kalifornii; 11 milionów dolarów na Uniwersytet Cornell w Ithaca w stanie Nowy Jork i pół miliona dolarów na Uniwersytet Teksasu (siódmy co do wielkości uniwersytet w Stanach Zjednoczonych); 1 milion dolarów na Princeton; 5 milionów dolarów na Uniwersytet Rutgers...
Oxford ma centrum badawcze sfinansowane przez reżim irański, a fundusze na Cambridge pochodzą z Arabii Saudyjskiej, Omanu i Iranu.
Stypendia i programy studiów są ulubioną i najłatwiejszą bronią islamistycznych reżimów w celu wpływania na szkoły wyższe na Zachodzie oraz ograniczanie ich wolności. Osiem uczelni, w tym Oxford i Cambridge, przyjęły ponad 233,5 mln funtów z Arabii Saudyjskiej i innych muzułmańskich źródeł od 1995 roku. Łączną sumę ujawnił Anthony Glees, dyrektor Centrum Studiów Wywiadu i Bezpieczeństwa (Centre for Intelligence and Security Studies) na Uniwersytecie Brunel. Oznacza to, że jest to największe zewnętrzne źródło finansowania brytyjskich uniwersytetów.
Uniwersytety, które przyjęły datki od saudyjskich monarchii i z innych arabskich źródeł to m.in. Oxford, Cambridge, Durham, UCL (University College London), LSE (London School of Economics), Exeter, Dundee i City.
W 2009 roku Robin Simcox, w tamtym czasie pracownik naukowy Centrum Spójności Społecznej, w badaniu nad finansowaniem strategicznie ważnych przedmiotów na brytyjskich uniwersytetach dostarczył szczegółowych tabel i szczegółowych komentarzy dotyczących finansowania studiów nad językiem arabskim i islamem. Raport Poziom oddziaływania [4] jest przeglądem sytuacji na jedenastu uczelniach, w tym kilku, na których działają największe centra studiów nad islamem i Bliskim Wschodem, takim jak Oxford (22 wpisy), Cambridge, Londyńska Szkoła Studiów Orientalnych i Afrykańskich (London School of Oriental Studies and African Studies), Edynburg, Durham i Exeter. Niektóre z jego obserwacji są bardzo istotne. Pisząc o bogato obdarowanym Centrum Bliskiego Wschodu (MEC) w Oksfordzie, autor zauważa, że:
"MEC otrzymał znaczne sumy ze źródeł znajdujących się na Bliskim Wschodzie. Sposób, w jaki te pieniądze zostały wykorzystane, oznacza, że istnieje wyraźne ryzyko, że darczyńcy będą dążyć do wywierania wpływu na wyniki pracy i działalność MEC. Ponadto, wiele dużych datków na MEC było anonimowych, co sprzyja brakowi przejrzystości. W wielu przypadkach Oxford świadomie przyjmował pieniądze od niedemokratycznych państw, w których prawa człowieka nie są respektowane... Kilka umów zawartych pomiędzy MEC i darczyńcami wydaje się wskazywać na to, że starali się oni wywierać wpływ na wyniki pracy i działalność centrum". [5]
O Cambridge pisze:
"Uniwersytet Cambridge jest przykładem tego, jak finansowanie miało znaczący wpływ na sposób, w jaki uniwersytet jest prowadzony. Do ostatnich darowizn zostały dołączone warunki, które mogłyby doprowadzić do uzyskania przez ofiarodawców nadzoru poprzez akademickie komitety zarządzające. Podczas gdy zasadnicze intencje darczyńców wydają się godne, można odnieść wrażenie, że został ustanowiony precedens - bogaci darczyńcy mogą mieć wpływ na funkcjonowanie niezależnej instytucji naukowej". [6]
Middle East Centre w Oksfordzie "otrzymało znaczne sumy ze źródeł znajdujących się na Bliskim Wschodzie. Sposób w jaki te pieniądze zostały wykorzystane oznacza, że istnieje wyraźne ryzyko, że darczyńcy będą dążyć do wywierania wpływu na wyniki pracy i działalność MEC - Robin Simcox, A Degree of Influence (źródło zdjęcia: Zaha Hadid / Flickr). |
Do czego doprowadzi najbardziej szanowane instytucje nauczania ten bezprecedensowy wpływ krajów i jednostek o niskich wymaganiach w stosunku do wolności akademickiej? Istnieją pewne zalety. Pieniądze mogą pozwolić prawdziwym uczonym wykładać lub przeprowadzać cenne badania, uczyć języków takich jak arabski, perski, turecki, kurdyjski lub urdu (choć, oczywiście nie hebrajski) oraz organizować otwarte konferencje dla szerokiej gamy współpracowników. Wszystko to jest dobre, pod warunkiem, że akademicy będą unikali kontrowersji i tematów, które denerwują darczyńców. W rzeczywistości, zagraża to wolności akademickiej.
Czego tak wielu nie potrafi lub nie chce zrozumieć, to fakt, że subwencje w szczególności z Arabii Saudyjskiej i Kataru, są częścią znacznie szerszego wzorca. Saudyjczycy od dziesięcioleci przekazują setki miliardów dolarów w celu propagowania ich purytańskiej formy islamu, wahhabizmu, na całym świecie, budują setki meczetów, szkół, bibliotek i ośrodków islamskich i wysyłają strumień twardogłowych kaznodziejów przeszkolonych w ich seminariach i na islamskich uniwersytetach, żeby głosili swoje przesłanie dla muzułmanów na całym świecie, tworzyli i finansowali misyjne instytucje islamskie, rekrutowali młodych muzułmanów dla skrajnej postaci ich wiary - wszystko to ma na celu ustanowienie państwa saudyjskiego jako kluczowego gracza w świecie islamu i lidera w rozprzestrzenianiu islamu na Zachodzie. Taka jest natura tej doktryny. Głębokie kieszenie badań naukowych w Europie i Ameryce Północnej są zszyte mocno z kieszeniami tych, którzy finansują pracę misyjną i narzucają najbardziej fundamentalistyczną formę wiary islamskiej.
Innym sposobem patrzenia na to jest fakt, że na początku tego roku, Wielki Mufti Arabii Saudyjskiej, szejk Abd al-Aziz bin-Abdullah al-Szejk, wydał fatwę zakazującą muzułmanom gry w szachy. I nie jest pierwszym, który to zrobił. Uzasadnił zakaz mówiąc: "Gra w szachy jest stratą czasu i okazją do nadmiernych wydatków. Powoduje wrogość i nienawiść pomiędzy ludźmi". 3 lutego 2016 roku, młody saudyjski duchowny, szejk al-Sa'ad al-Atiq, pojawił się w programie tłumaczącym fatwy w telewizji al-Ahwaz, i stwierdził, że jeśli ludzie publikują zdjęcia w serwisach społecznościowych, ktoś może je skopiować i zastosować na nich czary, co spowoduje, że osoby na zdjęciach zachorują na raka i inne choroby. Mówił także, że zna wiele takich przypadków. W ciągu ostatnich kilku lat, kilka osób zostało ściętych w Arabii Saudyjskiej pod zarzutem czarów i magii.
W maju 2016 roku, czytałem, że inny saudyjski szejk, Salih bin Fawzan Al Fawzan, członek Rady Wyższych Uczonych Arabii Saudyjskiej, powiedział, że "robienie zdjęć jest zabronione, jeśli nie jest niezbędne – ale nie z kotami, nie z psami, nie z wilkami, ani z niczym". To, oczywiście jest bezpośrednio powiązane ze starożytnym zakazem tworzenia wizerunków istot żywych, który miał tak znaczący wpływ na sztukę islamską. Nietrudno zauważyć, że jeżeli odzwierciedla to poziom nauki w Arabii Saudyjskiej, ich motywy finansowania badań naukowych na zachodnich uniwersytetach nie mogą być tak szlachetne, jak niektórzy chcieliby wierzyć.
Saudyjska niechęć do krytycznego, racjonalnego i świeckiego nauczania jest z pewnością ostrzeżeniem. Więcej niż jeden saudyjski szejk, w tym osławiony Wielki Mufti Bin Baz, deklarowali, że Ziemia jest nieruchoma, a Słońce kręci się wokół niej. Niektórzy z nich nadal to robią. Oczywiście lepiej wykształceni Saudyjczycy uważają to za śmieszne; ale fatwa, która o tym mówi stała się podstawą intensywnej debaty wśród bardzo wierzących.
Kiedy zachodnia nauka narusza wrażliwość Saudyjczyków, Katarczyków, Kuwejtczyków, Bahrajńczyków, szlaban idzie w dół. Naukowcom odmawia się wiz na udział w konferencjach, krytyka państw Zatoki staje się bardziej stonowana, debata zostaje przesunięta poza monarchie Zatoki, w porównaniu do badań nad innymi arabskimi regionami, surowa analiza krytyczna problemów w Zatoce takich jak reformy polityczne, prawa człowieka i tłumienie protestów jest w dużej mierze wykluczona. Według Kristiana Coatesa Ulrichsena z Instytutu Bakera na Uniwersytecie Rice: "Prawie każdy ośrodek studiów bliskowschodnich w Wielkiej Brytanii jest związany w jakiś sposób ze sponsorem z Zatoki. Tworzy to dylematy, zwłaszcza w ciągu ostatnich kilku lat, ponieważ próg tolerancji własnej dla mających odmienne zdanie się obniżył".
Jednym z tych "dylematów" jest wpływ wykładowców w Stanach Zjednoczonych na podatnych na wypływy studentów, którzy organizują Israel Apartheid Weeks. Studenci przyłączają się do różnorodnych antysemickich demonstrantów, potępiają Izrael za wszystko na świecie i zastraszają żydowskich i syjonistycznych kolegów, ale nigdy nie otrzymują żadnych historycznych, prawnych, czy politycznych faktów od swoich równie stronniczych nauczycieli uniwersyteckich. Campus Watch, organizacja amerykańska, bacznie śledzi tego rodzaju nadużycia poprzez wskazywanie wykładowców i naukowców, którzy wykraczają daleko poza granice zrównoważonego dyskursu akademickiego, żeby wprowadzać w błąd, indoktrynować i uprawomocniać studentów ekstremistów. Ujawnia profesorów, którzy wyolbrzymiają problem islamofobii lub którzy oferują wsparcie dla organizacji terrorystycznych takich jak Hamas. Ciągłe dostarczanie informacji związanych ze studiami bliskowschodnimi zapewnia wystarczającą ilość dowodów na wypaczenie, sprzedawanego obecnie jako zrównoważone, nauczania.
Żeby znaleźć najdobitniejszy dowód na to, że sponsorom z Zatoki nie można powierzać wsparcia zachodnich studiów nad islamem i Bliskim Wschodem, jest jeden z pierwszych przypadków saudyjskich inwestycji w tej dziedzinie. W 1981 roku Ministerstwo Szkolnictwa Wyższego Arabii Saudyjskiej zapłaciło za etat wykładowcy na Uniwersytecie w Newcastle w Wielkiej Brytanii, który miał uczyć języka arabskiego i przedmiotu studia nad islamem na Wydziale Religioznawstwa.[7] Wyznaczona osoba, brytyjski wykładowca niebędący muzułmaninem, z solidnym zapleczem badawczym, wprowadził ambitny zakres tematów mający na celu przekazanie studentom szerokiego tła islamskiej historii i doktryny. Pięć lat później, fundusze na jego stanowisko nagle się skończyły. Powodem było to, że zawarł w swoich kursach wykłady o sufizmie i szyizmie - temat istotny dla każdego badacza islamu, ale dla wahabitów oba te odłamy islamu są anatemą.
To było wystarczająco złe – nauczyciele akademiccy z Centrum Studiów Bliskowschodnich i Islamu na sąsiednim Uniwersytecie w Durham podnieśli wrzawę potępiając działania i podane przyczyny – ale Saudyjczycy posunęli się dalej. Mianowali (jednostronnie, bez jakichkolwiek konsultacji z zarządem uniwersytetu) saudyjskiego wykładowcę bez jakichkolwiek kwalifikacji w dziedzinie Studiów Islamskich (miał doktorat z literatury angielskiej). Wydział i uniwersytet chcąc otrzymywać więcej pieniędzy pozwoliły, żeby ten amator prowadził zajęcia i egzaminował studentów przez kilka kolejnych lat, po których zrezygnowano z tego stanowiska.
Jest to jeden z najbardziej niezwykłych przypadków w najnowszej akademickiej historii. Zwolnienie i powołanie na stanowisko oparte wyłącznie na doktrynie religijnej. Ale miało to swoje pożądany skutek. Przypadek ten otworzył oczy innym pracownikom naukowym z tej dziedziny, zarówno otrzymującym jak i mającym nadzieję na otrzymywanie saudyjskiego finansowania: istnieją tematy, jakkolwiek byłyby ważne, od których należy trzymać się z daleka, jeśli się chce zachować swoje stanowisko. Są wykładowcy, którzy interesują się badaniem i chcą publikować prace w tematach związanych z islamem, którzy w związku z tym nie powinni być powoływani na stanowiska finansowane przez Saudów. W 1981 roku Saudyjczycy maczali nogi w wodzie. Teraz pływają na otwartym morzu, popychani przez silne prądy.
Fundamentalistyczny islam, wspierany przez ogromne pieniądze, zafałszowuje nasze najdroższe wartości oświecenia. W maju tego roku, Organizacja Współpracy Islamskiej (OIC), muzułmańska organizacja powiązana z ONZ, zakazała jedenastu organizacjom gejów i transseksualistów udziału w konferencji ONZ w sprawie badań nad zakończeniem epidemii AIDS.
"Egipt napisał w imieniu Organizacji Współpracy Islamskiej do 193-osobowego walnego zgromadzeniu o swojej decyzji bez podania przyczyny. Oczywiście, problemu ochrony osób najbardziej dotkniętych epidemią (osoby transseksualne są na całym świecie 49 razy bardziej narażone na bycie zakażonymi HIV niż cała populacja) nie było w porządku obrad".
Należy założyć, że prawdziwym powodem była głęboko zakorzeniona w świecie muzułmańskim homofobia. Potencjalnie ratujący życie postęp medyczny został zablokowany, ponieważ Islam zakazuje homoseksualizmu (Koran: 77: 80-84).
Nie możemy tak dalej żyć. Nie możemy pozwolić twardogłowym fanatykom muzułmańskim i krajom muzułmańskim na wypychanie ich braci o reformatorskich poglądach i na deptanie naszych najbardziej podstawowych wolności. Bez przykładu i standardów ustanowionych przez państwa zachodnie sam świat muzułmański doprowadzi się do jeszcze większego upadku, a to spowoduje wszędzie wzrost przemocy. Jeśli jesteśmy to winni sobie, żeby oprzeć się temu atakowi na nasze wartości, jesteśmy również winni światu muzułmańskiemu ochronę przed jego własnym oporem i strachem przed zmianami.
[1] Proces opisany szczegółowo przez Thomasa Kuhna w jego arcydziele Struktura rewolucji naukowych (The Structure of Scientific Revolutions), w 50-tą rocznicę wydania, U. of Chicago Press, 2012.
[2] Niepokojącym niedawnym przykładem muzułmańskiego wykładowcy, który stracił swoje stanowisko za rozsądną interpretacji islamu, jest sprawa profesora Mouhanada Khorchida, który był profesorem islamskiej pedagogiki na Uniwersytecie w Münster. W 2013 roku opublikował studium liberalnego islamu, którym zajęła się największa niemiecka organizacja muzułmańska i potępiła jako "odrzucenie nauki klasycznego islamu" i "obrazę muzułmańskiej tożsamości". Za to został odwołany ze swojego stanowiska na uniwersytecie. Zobacz: Susanne Schröter, Opinion: A German Islam must be liberal, self-critical, "Deutsche Welle", 23 maja 2016; dostępny w internecie: http://www.dw.com/en/opinion-a-german-islam-must-be-liberal-self-critical/a-19277619
[3] Wart przeczytania opis można znaleźć w: Robert Reilly, The Closing of the Muslim Mind: How Intellectual Suicide Created the Modern Islamist Crisis, Wilmington, Delaware, 2010.
[4] Robin Simcox, A Degree of Influence: The funding of strategically important subjects in UK universities, Centre for Social Cohesion, Londyn, 2009
[5] A Degree of Influence, s. 35.
[6] Ibid, p. 64
[7] Patrz Daniel Easterman. New Jerusalems, Londyn, 1992, s. 92-93.