Jeśli istnieje jedno pytanie, które szczególnie zajmuje czytającą publiczność w kwestii radykalnego islamu, to jest nim: "Jaki jest związek między ekstremistami a umiarkowanymi?" Czołowi politycy w całym świecie zachodnim nie byli pomocni w znalezieniu odpowiedzi na to pytanie, twierdząc uparcie, że radykalny islam nie ma nic wspólnego z islamem i że ekstremiści są tak oddaleni od umiarkowanych, jak tylko to możliwe. Niemniej społeczeństwo czuje, że tak nie jest.
Mimo zdumiewającego braku debaty publicznej o rzeczywistych zarysach dyskusji, czytająca publiczność wie, że coś nie zgadza się w analizie dostarczanej przez liberalnych polityków i innych osób wypowiadających się na ten temat. W rzeczywistości, społeczeństwo zauważa, że nie tylko istnieje jakiś związek między tymi dwiema (czemu zaprzeczają, między innymi, Demokraci w USA), ale że ten związek może być bliższy niż odpowiadałoby to komukolwiek. Świetny przykład tego związku pojawił się w tym tygodniu w Wielkiej Brytanii w ciągu zaledwie 24 godzin.
W piątek "London Evening Standard" opublikował wiadomość o rozpoczętym przez policję dochodzeniu w sprawie możliwego "przestępstwa nienawiści" poprzez literaturę, którą – jak odkryła gazeta – rozdawał jeden z meczetów londyńskich. To potencjalne "przestępstwo nienawiści" nie należało nawet do najlepiej znanej odmiany – paskudnego Tweetu lub komentarza – ale było z kategorii działań, które nazywamy "podżeganiem". Literatura rozdawana przez meczet w Walthamstow była broszurą, w której stwierdzano stanowczo, że "każdy muzułmanin powinien zabić" każdego, kto obraża Proroka islamu. Ci, którzy obrażają najważniejszego człowieka, "muszą zostać zabici", powtarzano w broszurze.
Na poparcie tego poglądu przytoczono klasyczne prawo islamskie i wyjaśniono, że w przypadku tych, którzy "obrażają" Mahometa, takich jak apostaci, którzy "zasługują na zabicie", nie potrzeba czekać na żaden sąd ani wyrok. Lepiej od razu samemu się za to zabrać.
W sprawie, która jest coraz bardziej znana rdzenny Brytyjczykom, tak jak znana jest pakistańskim Brytyjczykom, w broszurze nawiązano do doniosłej sprawy Mumtaza Kadriego, Pakistańczyka, który w 2011 r. zamordował Salmana Taseera, gubernatora pakistańskiej prowincji Pendżabu. Kadri zamordował Taseera, ponieważ Taseer popierał reformę drastycznych pakistańskich praw o bluźnierstwie. W broszurze wyjaśniono, że "wszyscy muzułmanie powinni popierać" mordercę Kadriego i że także bycie, jak to nazywa się w tej publikacji, "grubą rybą", taką jak Taseer, nie powinno chronić nikogo przed zabiciem przez każdego muzułmanina, który ma na to ochotę.
Policja prowadzi obecnie dochodzenie w meczecie Dar-ul-Uloom Qadria Jilania w Walthamstow, skąd rozdawano tę broszurę i będzie nie od rzeczy, jeśli przyjrzy się imamowi meczetu, Syedowi Abdulowi Qadirowi Jilaniemu, którego nazwisko i zdjęcie są na stronie tytułowej owej broszury. Oczywiście, reakcją klasy politycznej w Wielkiej Brytanii jest ignorowanie wszystkich takich spraw. "Zakała" lub "jedno zgniłe jabłko" to chyba wszystko, czego publiczność może oczekiwać od każdego polityka, gdyby któryś w ogóle musiał wypowiedzieć się na temat pana Jilaniego, jego broszury lub jego meczetu. Niemniej publiczność czyta takie wiadomości i słusznie zastanawia się, skąd ludzie tacy jak pan Jilani czerpią te pomysły i jak szeroko takie idee są rozprzestrzenione.
Następnego dnia (w niedzielę) czytelnicy "Sun' mogli dowiedzieć się o brytyjskim znanym gimnastyku, Louisie Smithie, który upił się z przyjaciółmi na weselu i nakręcił film wideo, a ten film okazał się jego zmorą. Tytuł w "Sun" brzmi: "Czy mu odbiło? As olimpijski, Louis Smith, oskarżony o szydzenie z islamu po wrzaskach 'Allahu Akbar' i udawaniu, że modli się w pijackim filmie". Film z pijackimi wygłupami pokazuje Smitha i jego przyjaciela, jak ściągają kilim ze ściany i krzyczą "Allahu Akbar", podczas gdy przyjaciel udaje, że modli się w stylu nieco przypominającym islamski. Gazeta opowiada:
"Gwiazda olimpijska i były zwycięzca Strictly Come Dancing, Louis Smith, jest oskarżony o szydzenie z islamu po ukazaniu się na filmie wideo razem z kumplem, udającym po pijaku, że się modli. Materiał filmowy pokazuje innego gimnastyka Luke'a Carsona krzyczącego 'Allahu Akbar', zwrot islamski znaczący "Bóg jest największy".
Doprawdy nie jest to najważniejsza wiadomość roku i nie dotyczy żadnej z ważnych postaci naszych czasów. Ale tę wiadomość przeczytają miliony i zauważą reakcje. Najpierw otrzymane od "źródła w siłach bezpieczeństwa", które mówi gazecie: "Szydzenie z religii jest dość głupie. W wypadku islamu może to także być całkiem niebezpieczne". Następnie gazeta podaje obowiązkowy cytat rzekomo "umiarkowanego muzułmanina", tym razem niejakiego Mohammeda Shafiqa z jednoosobowej organizacji o nazwie "Ramadan Foundation". Pan Shafiq był uprzednio wychwalany w Wielkiej Brytanii za swoją, podobno, wyjątkową odwagę moralną i śmiałość, gdy wystąpił przeciwko masowemu gwałceniu dzieci przez gangi. W 2013 r. był oskarżony o próbę zorganizowania zgrai dokonującej samosądu, kiedy reformator muzułmański, Maajid Nawaz tweetował niewinny obrazek, który zdaniem Shafiqa był obraźliwy dla wszystkich muzułmanów świata.
W każdym razie, odpowiadając na pijacki filmik Louisa Smitha, ten sam Mohammed Shafiq powiedział: "Uważam, że powinien natychmiast przeprosić. Z naszej wiary się nie szydzi, naszą wiarę celebruje się i myślę, że ludzie będą obrażeni". Shafiq nie wyjaśnia, dlaczego nie należy szydzić z jego wiary. Ani też nie zdaje się wiedzieć czegokolwiek o prawie wolnych ludzi w wolnych krajach do robienia lub mówienia wszystkiego, co się nam chce, o islamie, kiedy nam się chce. Nie ma niczego specjalnego w islamie, co znaczyłoby, że nie wolno z niego szydzić. W rzeczywistości byłoby bardzo dobrze (zarówno dla muzułmanów, jak i wszystkich innych), gdyby częściej z niego szydzono. Ale w tym zdaniu jest także ukryta groźba. Mniej jawna niż groźba wobec Maajida Nawaza, ale bardzo bliska linii imama z Walthamstow i ekstremistów broniących Mumtaza Kadriego.
Wszyscy oni nalegają, że z ich wiary "nie należy szydzić". A dla tych, którzy mówią, że są umiarkowani i tak są przedstawiani przez prasę, składa się wyjątkowo dobrze, że nie muszą mówić wyraźniej. Na szczęście dla nich istnieją inni ludzie chętni do zabijania w krajach takich jak Pakistan i czasami również na Zachodzie. Od nas pozostałych – czy to gimnastyków na weselu, czy kogokolwiek innego – po prostu oczekuje się, że już o tym wiemy. Czy jednak w tym niespecjalnie subtelnym zastraszaniu nie widzimy dokładnie tego, co najbardziej niepokoi publiczność? Że mimo tego, co mówią nasi politycy, rzekoma olbrzymia przepaść, która oddziela ekstremistów od "umiarkowanych" wydaje się czasami cienka niemal jak bibułka.