Popijając ouzo w kawiarni w Atenach, w ciepłe popołudnie 2004 r., grecki przyjaciel, dyplomata, uśmiechnął się i powiedział:
"Mylisz się co do Erdogana. Zreformuje on demokratyczną kulturę Turcji, sprzymierzy ją z Unią Europejską, wzmocni związki z NATO i będzie prowadził politykę na rzecz pokoju w tej części świata. Również zmiażdży świecki establishment armii i Turcja nie będzie dłużej zagrożeniem dla żadnego ze swoich sąsiadów".
Odpowiedziałem: "Zobaczymy, jak twój islamistyczny przyjaciel [Erdogan] zachowa się po zmiażdżeniu świeckiego establishmentu".
Dwanaście lat później nadal cieszą mnie nasze pokojowe sesje z ouzo z tym samym greckim przyjacielem. Sprawy nie wyglądają jednak równie pokojowo między Turcją a jej sąsiadami, włącznie z Grecją.
W przemówieniu na wiecu publicznym 22 października, prezydent Erdogan powiedział: "Nie zaakceptujemy dobrowolnie naszych granic". Następnie powiedział: "W owym czasie [kiedy zostały wytyczone obecne granice] musieliśmy zgodzić się na nie, ale prawdziwym błędem jest poddanie się tej zgodzie". Co to wszystko znaczy?
19 października, Erdogan mówił o Turcji ograniczonej przez obce mocarstwa, które "chcą, byśmy zapomnieli naszej osmańskiej i seldżukickiej historii", kiedy przodkowie Turków mieli terytorium rozciągające się na całą Azję Środkową i Bliski Wschód. W tym samym czasie media prorządowe publikowały mapy pokazujące granice osmańskie, które obejmowały drugie co do wielkości miasto Iraku, Mosul, byłą prowincję osmańską.
Tego samego dnia powiedział:
"[W 1914] nasze terytoria liczyły 2,5 miliona kilometrów kwadratowych, a po dziewięciu latach, w czasie Traktatu z Lozanny, zmniejszyły się do 780 tysięcy kilometrów kwadratowych... Naleganie na [granice 1923 r.] jest największą niesprawiedliwością dokonaną krajowi i narodowi. Podczas gdy wszystko zmienia się w dzisiejszym świecie, nie możemy uważać zachowania naszych granic z 1923 r. za sukces".
Nowe roszczenia Erdogana wydają się dotyczyć nie tylko pragnienia odzyskania hegemonii na zachodzie (Grecja), ale także na południu (Syria) i południowym wschodzie (Irak). Turcja wyraźnie chce być częścią prowadzonej przez Irak i Kurdów ofensywy na Mosul, który od 2014 r. jest opanowany przez Państwo Islamskie Iraku i Syrii (ISIS). Wydaje się, że Turcja chce być częścią tej operacji przede wszystkim, by zapewnić, że Mosul po ISIS będzie "wystarczająco sunnicki", nie zaś szyicki.
W Syrii Turcja atakuje Kurdów, w czym pomagają jej sojusznicy, pół-dżihadyści/islamiści pod parasolem Wolnej Armii Syryjskiej (FSA). Armia turecka rozpoczęła ofensywę lądową na terytorium Syrii 24 sierpnia i od tego czasu kontroluje ten obszar, wspierając od tyłu rozmaite frakcje islamistów sunnickich pod sztandarem FSA. 20 października, dzień po tym, jak Erdogan mówił o "niesprawiedliwości granic 1923 r.", armia turecka oznajmiła, że jej samoloty bojowe zbombardowały sprzymierzonych z USA wojowników kurdyjskich w Syrii północnej.
Bombardowania odbywały się, kiedy bojownicy kurdyjscy nacierali na siły ISIS w pobliżu Afrin, miasta leżącego około 40 kilometrów na północny zachód od Aleppo. Turcja oznajmiła, że w atakach zginęło 160 do 200 bojowników kurdyjskich, ale partia polityczna w Turcji, HDN, która jest głównie kurdyjska, podała, że zginęło 14 osób, w tym czworo cywilów.
Ten krok nie tylko naraził kampanię sprzymierzonych sił przeciwko ISIS na nieprzewidziane zagrożenia operacyjne, ale może stworzyć napięcia militarne między Turcją a Syrią, którą popierają Iran i Rosja. Rząd syryjski szybko ostrzegł, że kolejne samoloty tureckie w syryjskiej przestrzeni powietrznej zostaną "strącone wszystkimi dostępnymi środkami".
22 października źródła miejscowe poinformowały Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka, że ostrzał turecki nadal trwa na tereny pod panowaniem Syryjskich Sił Demokratycznych. Tylko tego dnia siły tureckie wystrzeliły ponad 200 pocisków artyleryjskich i czołgowych oraz pocisków rakietowych.
Pro-osmański rewizjonizm Erdogana może być atrakcyjny dla dumy dziesiątków milionów Turków, dla ich tęsknoty do wspaniałej przeszłości ich przodków i może nawet przybrać formę większej liczby głosów dla już popularnego prezydenta. Ale te zaborcze ambicje, szczególnie jeśli będą jeszcze bardziej poparte przez operacje militarne, wyłącznie uczynią burzliwy region jeszcze bardziej burzliwym – włącznie z terytorium tureckim.
Burak Bekdil: Popularny publicysta wychodzącej w języku angielskim gazety tureckiej "Hurriyet Daily News".