"Salman Rushdie jest orędownikiem wolności słowa, odważnie broniąc zachodnich ideałów, gdy tak wielu unika walki. Gdyby tylko więcej ludzi chciało pójść za jego przykładem, zamiast podążać drogą ustępstw w imię wrażliwości kulturowej, lata mordów i chaosu wyrządzonego przez islamistów na Zachodzie mogły by się skończyć... Aż za dobrze znam zagrożenie, jakie stanowi islamizm. Po tym, jak ogłosiłam apostazję, musiałam żyć pod ochroną, która otacza mnie po dziś dzień. Mam całodobową ochronę. Nadal otrzymuję groźby śmierci. Mój przyjaciel, słodki, wulgarny, błyskotliwy Theo Van Gogh został zamordowany tylko za nakręcenie ze mną filmu. Jego napastnik użył noża, by przybić list do piersi Theo: napisał, że będę następna".
Tak zareagowała Ayaan Hirsi Ali na usiłowanie zabójstwa Salmana Rushdiego w Chautauqua w stanie Nowy Jork.
Wiele haseł, sloganów o "wolności słowa" i demonstracji solidarności wobec autora Szatańskich wersetów kryje straszną i inną rzeczywistość: fatwa zyskuje na popularności i coraz więcej ludzi musi żyć pod ochroną z powodu krytyki islamu. Według słów algierskiego pisarza Boualema Sansala, piszącego dla "L'Express" w zeszłym tygodniu:
"Mówiąc tylko o Francji, niedługo policja już nie wystarczy, trzeba będzie zwerbować bataliony lub stworzyć nową grupę ochroniarzy, którzy znają islam i potrafią rozpoznać, pod jakim przebraniem się pojawia".
Islamscy ekstremiści opublikowali w 2012 roku przerażającą "listę najbardziej poszukiwanych osób", podobną do listy FBI. Tytuł: "Tak, możemy. Kula dziennie trzyma niewiernych z dala..." Co stało się z twarzami i nazwiskami na tej liście? Zostali zabici, opuścili arenę publiczną, by się chronić, lub zginęli mimo, że byli pod ochroną policji.
Szwedzki rysownik Lars Vilks zginął wraz ze swoimi strażnikami w strasznym wypadku samochodowym. Jak wyjaśnił dziennikarz Douglas Murray :
"Lars Vilks był człowiekiem i artystą o ogromnej odwadze. Nigdy nie powinien był znaleźć się w takiej sytuacji, a gdyby inni artyści i inni w całej Europie nie byli tak tchórzliwi, nigdy by się nie znalazł ".
Carsten Juste , który jako redaktor duńskiej gazety "Jyllands Posten" opublikował karykatury Mahometa w 2005 roku, przeprosił i opuścił dziennikarstwo. Flemming Rose, redaktor "Jyllands Posten", który zamówił karykatury (talibowie wyznaczyli nagrodę za jego głowę), zrezygnował i opublikował książkę pod wymownym tytułem Tyrania milczenia. "Dramat i tragedia polega na tym, że jedynymi, którzy zwyciężą, są dżihadyści" – powiedział Rose duńskiej gazecie "Weekendavisen".
Kurt Westergaard, rysownik najsłynniejszej z duńskich karykatur, zmarł w swoim "bunkrze", gdzie islamiści próbowali go zamordować.
Molly Norris, rysowniczka z "Seattle Post", stała się "duchem". Zmieniła nazwisko i zniknęła. Nic o niej nie wiadomo po tym, jak FBI umieściło ją w programie ochrony świadków.
Geert Wilders żyje tylko dlatego, że chroni go jednostka wojskowa armii holenderskiej, której ogólnym zadaniem jest zapewnienie bezpieczeństwa ambasady w Afganistanie. Wilders nadal mieszka w bezpiecznych domach i musi nosić kamizelkę kuloodporną podczas debat telewizyjnych.
Stéphane Charbonnier, redaktor naczelny francuskiego magazynu satyrycznego "Charlie Hebdo", został zamordowany wraz z ośmioma kolegami.
Ayaan Hirsi Ali wyjechała z Holandii i szukała azylu w Stanach Zjednoczonych, gdzie jest pod całodobową ochroną.
Teraz była próba zamordowania Salmana Rushdiego. "Lekcja z tej historii jest okropna: Rushdie żyje, ale obóz zabójców nie przegrał całkowicie, a nawet trochę wygrał" – napisał Etienne Gernelle, redaktor francuskiego tygodnika "Le Point". Brytyjski publicysta Kenan Malik powiedział BBC, że jeśli krytycy Salmana Rushdiego "przegrali bitwę", to "wygrali wojnę".
Egipsko-niemiecki autor Hamed Abdel-Samad właśnie wspominał swoje spotkanie z Rushdiem:
"Więc to ty jesteś egipskim Salmanem Rushdiem, o którym wszyscy mówią?" – powiedział trzy lata temu Salman Rushdie z uśmiechem podczas naszego pierwszego i jedynego spotkania w Berlinie. Były to obchody trzydziestej rocznicy upadku muru berlińskiego i zbiegły się z trzydziestą rocznicą wydania fatwy przez ajatollaha Chomeiniego przeciwko Rushdiemu. "Trzydzieści lat temu na świecie był jeden Salman Rushdie, dziś jest przynajmniej jeden Salman Rushdie w każdym kraju islamskim, nie wspominając o krajach zachodnich. To powinno cię cieszyć" — odpowiedziałem.
Nawet nie wiemy, że istnieją: nasze przerażające, konformistyczne media nigdy nie opowiadają ich niesamowitych historii. Mieszkają wśród nas w Paryżu, Londynie, Oslo, Kopenhadze, Berlinie, Amsterdamie i wszystkich innych europejskich stolicach. Żyją zgodnie ze ścisłym protokołem bezpieczeństwa: muszą z wyprzedzeniem poinformować policję, co będą robić w ciągu dnia, kogo zobaczą i dokąd pójdą, a jeśli jakieś miejsce nie jest uważane za bezpieczne, więźniowie muszą zmienić plany. Często, jeśli pojawia się nowe zagrożenie, zmieniają domy i znikają na chwilę, by chronić się przez anonimowość. Nie są "skruszonymi członkami mafii", gangsterami zamienionymi w świadków prokuratury państwowej. Nie, to naukowcy, aktywiści, pisarze, dziennikarze, intelektualiści. Mówimy o ponad stu takich ludziach w Europie. Ich "wina" ? Krytykowali islam. Ich środki ostrożności, aby się chronić, nigdy nie są przesadzone. Rushdie przestał być chroniony wiele lat temu.
Profesor pochodzenia irańskiego i krytyk islamu, Afshin Ellian, pracuje na Uniwersytecie w Utrechcie w Holandii, gdzie jest chroniony przez ochroniarzy. Na drugie piętro Wydziału Prawnego, gdzie wykłada, do Elliana można dotrzeć korytarzem z dostępem elektronicznym i pancerną szybą. To miejsce wygląda bardziej jak skarbiec bankowy niż normalny wydział prawa.
W Danii Lars Hedegaard, dyrektor Międzynarodowego Stowarzyszenia Wolnej Prasy, cudem przeżył atak w swoim domu, jest pod ochroną policji. Zabójca przebrany za listonosza podszedł do drzwi wejściowych Hedegaarda w Kopenhadze i strzelił mu w głowę, chybiając tylko o włos.
Turecka pisarka Lale Gül znajduje się pod ochroną za potępienie szkół koranicznych w Holandii.
Francuska dziennikarka Zineb El Rhazoui ma więcej ochroniarzy niż wielu ministrów Macrona. "Zineb El Rhazoui musi zostać zabita, aby pomścić Proroka" – czytamy w fatwie.
Nowy adres redakcji "Charlie Hebdo" jest tajny i ma sześć opancerzonych drzwi oraz bezpieczny pokój, do którego dziennikarze mogą uciec w przypadku ataku. Cała redakcja "Charlie Hebdo" jest obecnie chroniona przez 85 policjantów. Były dyrektor "Charlie Hebdo", Philippe Val, mieszka w domu z kuloodpornymi oknami, policjantami i opancerzonym pokojem bezpieczeństwa, w którym znajduje się specjalna linia telefoniczna, z której można wezwać pomoc. Każdemu pracownikowi "Charlie Hebdo" zawsze towarzyszy samochód z dwoma policjantami. W razie potrzeby powinien przyjechać inny motocykl policyjny lub samochód pancerny.
Mina Ahadi, która założyła Radę Byłych Muzułmanów w Niemczech, nie porusza się bez eskorty i podobnie jak powieściopisarka Fatma Bläser, która padła ofiarą przymusowego małżeństwa, jest chroniona przez policję.
Urodzona w Turcji prawniczka, Syran Ates jest w Berlinie chroniona przez sześciu policjantów. "Otrzymała trzy tysiące gróźb" – powiedział jej adwokat.
Kiedy Can Dündar, najodważniejszy turecki dziennikarz, który jako redaktor gazety "Cumhuriyet" solidaryzował się z "Charlie Hebdo", wyjechał z Turcji do Niemiec, nigdy nie przypuszczał, że będzie potrzebował ochrony policyjnej. Największa różnica polega na tym, że w Turcji policjanci przeszukiwali jego dom w poszukiwaniu przedmiotów, które mogłyby go skompromitować, podczas gdy w Berlinie pilnują jego domu.
"Krytycy islamu muszą obawiać się o swoje życie: otrzymują groźby śmierci i ataków", pisze niemiecki portal Tichys Einblick.
"Każdy, kto krytykuje islamizm, musi spodziewać się, że zostanie brutalnie zaatakowany w tym kraju i nikogo to nie obrazi" – powiedział dziennikarz Jan Aleksander Karon. "W Niemczech krytyka islamu jest coraz bardziej niebezpieczna".
W Danii redakcja "Jyllands Posten" przypomina dziś wojskowy bunkier. Z barierą z drutu kolczastego, kratami, metalowymi płytami i kamerami, które otaczają gazetę na kilometr, biuro jest teraz chronione przez ten sam mechanizm, co śluzy rzeczne. Otwierają się drzwi, wjeżdża samochód, zamykają się drzwi i otwierają się te naprzeciwko. Dziennikarze wchodzą pojedynczo, wpisując osobisty kod (to nie ochroniło reporterów "Charlie Hebdo"). Rysownicy "Jyllands Posten" przeżyli liczne ataki, w tym w domu. Po masakrze w Paryżu 7 stycznia 2015 r . w redakcji "Charlie Hebdo", która była celem częściowo dlatego, że ponownie opublikowała duńskie karykatury Mohammeda, "Jyllands-Posten" ogłosiła, że ze strachu nie będzie publikowała własnych karykatur, mówiąc:
"Żyliśmy w strachu przed atakiem terrorystycznym przez dziewięć lat i tak, to jest wyjaśnienie, dlaczego nie przedrukowujemy karykatur, czy to naszych, czy też Charlie Hebdo. Jesteśmy również świadomi, że tym samym uginamy się przed przemocą i zastraszeniem".
Pod ochroną znajduje się również francusko-algierski dziennikarz Mohammed Sifaoui. Jego zdjęcie i nazwisko są publikowane na stronach internetowych dżihadystów obok słowa "apostata". Wiele osób objętych ochroną to kobiety, takie jak Marika Bret, pracownica "Charlie Hebdo", czy francuska prezenterka telewizyjna pochodząca z Turcji, Claire Koc. Albo dziennikarka Ophélie Meunier, reporterka Zone Interdite, która doniosła o islamizacji Roubaix w programie nadawanym w czasie największej oglądalności, w którym brał udział francuski polityk, Amine Elbahi z partii Républicains, któremu grożono ścięciem głowy.
Groźby i zastraszanie świadczą o wytrwałości dziennikarskiej pracy tych odważnych ludzi. Demonstrują zobowiązanie do pokazywania jak siłą i terrorem dokonuje się islamizacja sektorów francuskiego społeczeństwa, podczas gdy islamiści odpowiadają im: Nie zgadzasz się ze mną? Krytykujesz mnie? Zabiję cię, poderżnę ci gardło, zetnę ci głowę.
Tymczasem państwa i instytucje, które próbują chronić dziesiątki ludzi, okazują się papierowymi tygrysami. Terroryzm działa. Nikt nie chce mieszkać między dwoma gliniarzami ani oglądać swojego nazwiska w Internecie. Tymczasem klasa dziennikarska szuka miejsca mniej niebezpiecznego.
Państwo francuskie musi chronić zwykłych nauczycieli, takich jak Fatiha Agag-Boudjahlat , która zarzucała niektórym uczniom, że nie przestrzegali minuty ciszy podczas składania hołdu Samuelowi Paty, nauczycielowi ze szkoły średniej, który został ścięty przez islamistę.
Imamowie, tacy jak Hassen Chalghoumi, są objęci "Uclat 2", programem ochrony, z którego korzystają ambasadorowie Stanów Zjednoczonych i Izraela w Paryżu. Chalghoumi, bohater wielu bitew na rzecz Republiki Francuskiej i przeciwko islamskim fundamentalistom, powiedział BFMTV, że nie śpi więcej niż trzy noce w tym samym miejscu i że podczas modlitwy nosi kamizelkę kuloodporną:
"Nigdy o tym nie mówię, ale noszę to od lat. Dbam o swoje życie. Mam obowiązki wobec mojej rodziny i siebie. Nadal walczę i płacę bardzo wysoką cenę. Nie mogę codziennie przychodzić do mojego meczetu, to jest niemożliwe".
Profesor Didier Lemaire opisał swoją ostatnią wizytę w Trappes w telewizyjnym filmie dokumentalnym:
"Pozwolono mi tylko na pięć minut filmowania przed posterunkiem policji w otoczeniu kilkunastu funkcjonariuszy. Resztę czasu musiałem ukrywać się w samochodzie. Jeden z policjantów powiedział mi: 'Jeśli wyciągną Kałasznikowy, nie mamy czym odpowiedzieć, więc nie zostaniemy długo'. Reporter chciał, abym powiedział kilka słów przed szkołą, ale policja zabroniła ze względów bezpieczeństwa. Pozwolono mi przejść bez zatrzymywania się. Eskortowano mnie do hotelu, którego wejścia pilnowało czterech policjantów, aby przeprowadzić wywiad".
"Oddajcie nam jego głowę", krzyczeli islamiści przed brytyjską szkołą w Batley. Chcieli zamordować nauczyciela, którego nazwiska nawet nie znamy i który został zmuszony do opuszczenia szkoły po ciężkich groźbach śmierci. Na czym polegała jego wina? Pokazał w klasie kilka karykatur Mahometa podczas lekcji o wolności słowa. Obecnie mieszka w bezpiecznym domu z żoną i dziećmi, ze strachu przed zamachem. Zagrożenie jest uważane za tak poważne, że nawet krewni rodziny nie wiedzą, gdzie mieszkają. "Okna domu, w którym przez ponad osiem lat mieszkał ten nauczyciel, pokryte są białymi prześcieradłami".
Wszyscy porządni ludzie powinni stanąć po stronie Salmana Rushdiego i przeciw jego prześladowcom. Czy teraz jest trochę jaśniejsze, że radykalny islam jest dziś jednym z największych zagrożeń dla zachodniej kultury i że nie wygrywamy, ale stajemy się jak indyki świętujące Święto Dziękczynienia?