W rocznicę ataków terrorystycznych Al-Kaidy 11 września 2001 r. na Stany Zjednoczone wewnętrzny dyskurs palestyński obraca się wokół działań radykalnego islamu i Ameryki. Mówi o rzeziach, gwałtach i milionach uchodźców, ofiarach Al-Kaidy, o katastrofie humanitarnej i o organizacjach terrorystycznych, jakie zrodziły się z Al-Kaidy, takich jak ISIS. Dzisiaj dzieją się apokaliptyczne sceny na terytoriach, które były państwami arabskimi, ale są teraz polami bitew walczących plemion arabskich, których jedynym celem jest wzajemne wyniszczenie.
W głębi serca Arabowie żyjący w Izraelu i na terytoriach Autonomii Palestyńskiej wiedzą – choć jest to gorzka pigułka do połknięcia – że los był im przychylny, ponieważ w państwie Izrael żyją w bezpieczeństwie. Tę rzeczywistość dobitnie uświadamia nam słabiutka reakcja międzynarodowa i dziwne zachowanie prezydenta USA, Baracka Obamy oraz przywódców świata zachodniego, którzy porzucili Arabów na łaskę potworności dokonywanych przez islamistów sunnickich (i ich zwolenników w Turcji, Arabii Saudyjskiej i Katarze) oraz morderczych najemników irańskiej Rewolucji Islamskiej (głównie w Syrii, Iraku, Jemenie i Libanie).
W świetle tego, co dzieje się w sąsiednich krajach, jest dla nas jasne, co stałoby się, gdyby Izrael był zagrożony zniszczeniem: żadne państwo zachodnie nie przyjdzie mu na pomoc i żadne państwo arabskie nie przyjdzie nam z pomocą. Nasz los będzie taki sam, jak los naszych braci poza granicami Izraela. Trudno nie identyfikować się i nie sympatyzować z wysiłkami walki Izraela z terroryzmem i z jego zastrzeżeniami wobec umowy nuklearnej z Iranem.
Mimo chaosu i anarchii na Bliskim Wschodzie minister spraw zagranicznych UE, Federica Mogherini, ogłosiła niedawno, że UE postanowiła oznakowywać produkty z osiedli izraelskich. Przyprawia to o zawrót głowy, by powiedzieć najłagodniej. W obliczu trwających masowych mordów na Bliskim Wschodzie, jakie tajemnicze względy – poza rasizmem Mogherini – mogły skłonić UE do zajmowania się czymś tak jawnie marginalnym dla kwestii globalnych jak pochodzeniem kremów do twarzy i ciasteczek?
W finalnym rachunku, jeśli Europejczycy zaszkodzą możliwościom Izraela sprzedawania dóbr wyprodukowanych na Zachodnim Brzegu, pierwszymi ofiarami będą Palestyńczycy, którzy pracują w fabrykach w osiedlach izraelskich. Za każdym razem, kiedy Palestyńczycy podejmowali kroki przeciwko Izraelczykom, nie szkodziliśmy nikomu poza samym sobą. Poprzednim razem, kiedy bojkotowaliśmy produkty izraelskie, skończyliśmy kupując je na czarnym rynku za dwu- lub trzykrotnie wyższą cenę. Kiedy odmówiliśmy pracy na budowach, Izraelczycy przeszli na prefabrykowane elementy, a palestyńscy robotnicy budowlani, którzy ogłosili strajk, są bezrobotni do dzisiaj. Kiedy odmówiliśmy pracy w rolnictwie izraelskim, sprowadzili robotników z Tajlandii, którzy wzięli naszą pracę i zostawili nas z – niczym.
Zachodnie naciski na Izrael i Palestyńczyków, by ustanowili państwo palestyńskie tak szybko, jak to możliwe, są niezrozumiałe, kiedy ogląda się je przez pryzmat masowych morderstw i niepewności panujących na Bliskim Wschodzie. Ta inicjatywa i ta obsesja promowania tak niebezpiecznego projektu w czasie, kiedy wszyscy rozumieją, że warunki po obu stronach do tego nie dojrzały, są niebezpieczne; motywy zaś, niezależnie od tego, jakie są w rzeczywistości, są podejrzane. Konflikt izraelsko-palestyński nie jest nowy, trwa już od stu lat w atmosferze terroryzmu, przemocy, wrogości i całkowitego braku zaufania. Dlaczego więc wywierać naciski właśnie teraz?
Wszyscy, a przynajmniej wszyscy żyjący na Bliskim Wschodzie, wiedzą doskonale, że konflikt nie zakończy się porozumieniem o "pokoju w naszych czasach" narzuconym obu stronom wraz z towarzyszącą mu garścią pustych, niemających znaczenia dokumentów; dynamika jest zbyt niebezpieczna. Zarówno dla nas, jak dla Izraelczyków jest to kwestia życia i śmierci, nie zaś semantyki; i prawdopodobnie zabierze kolejnych sto lat zanim będzie można zbudować dość zaufania po obu stronach, by znaleźć sprawiedliwe rozwiązanie.
Ironia tego wprawia w osłupienie. W czasie, kiedy państwa arabskie, które stworzono sztucznie po I wojnie światowej, rozsypują się w pył, UE naciska na stworzenie kolejnego sztucznego państwa arabskiego o nazwie "Palestyna", które ma być wycięte z terytoriów należących kiedyś do Jordanii i Egiptu. Jeśli "Palestyna" otrzyma status państwowości, zmusi to nie tylko Izrael, ale także resztę świata do przyznania jej całkowitej kontroli na jej granicami, lotniskami i portami. To zaś wystawi nowe, słabe "państwo" na szybkie i pewne przejęcie przez Hamas, ISIS i rozmaite inne organizacje terrorystyczne. Przy obecnej sytuacji na Bliskim Wschodzie wybrany rząd "Palestyny" będzie opanowany przez Hamas. Obali on Autonomię Palestyńską w taki sposób, w jaki zrobił to w Strefie Gazy, przejmie Zachodni Brzeg, użyje lotnisk i portów do importowania pocisków rakietowych, rozmaitej innej broni oraz terrorystów islamistycznych, i pomoże terroryzmowi islamistycznemu ogólnie, a ISIS w szczególności, na działanie ze swojego terytorium. Islamiści zaczną następnie atakować Izrael i Jordanię w sposób, w jaki ISIS atakuje obecnie Egipt na Półwyspie Synajskim. Co gorsza, palestyński Islamski Dżihad wejdzie do nowej "Palestyny" i wzmocni swoje związki z Iranem, tak jak to zrobił w Strefie Gazy i Syrii. Wzmocni też związki z Hezbollahem w Libanie.
Najwyraźniej wycofanie się Izraela w 2005 r., które prowadziło bezpośrednio do krwawej łaźni i przejęcia Strefy Gazy przez Hamas, wyrzucenia Autonomii Palestyńskiej i zakorzenienia się terroryzmu islamistycznego, Europie nie wystarczyło. Teraz UE i prezydent Barack Obama chcą doprowadzić do takiej samej katastrofy na Zachodnim Brzegu. Amerykańska Agencja Żywności i Leków jest ostrożniejsza w eksperymentach ze zwierzętami niż Biały Dom w eksperymentach z ludźmi żyjącymi na Bliskim Wschodzie.
W obliczu wydarzeń w krajach arabskich jest dla Palestyńczyków jasne, że działania amerykańskie i europejskie na Bliskim Wschodzie są bezpośrednim wynikiem głupoty i całkowitej ignorancji o mentalności bliskowschodniej, jeśli nie jawnym rasizmem i wrogością. Jest oczywistą prawdą, że za Obamy zarówno Ameryka, jak Europa doprowadziły Arabów na skraj chaosu i jeszcze dalej, zniszczyły reżimy, które choć nie były demokratyczną utopią jak Stany Zjednoczone, przynajmniej dostarczały zarządzania i porządku publicznego. To jest w ostatecznym rachunku przyczyną tsunami uchodźców bijących w bramy Europy, a wszystko to spowodowane przez Stany Zjednoczone i ich katastrofalną politykę zagraniczną.
Wszystkie oznaki wskazują, że katastrofa Bliskiego Wschodu daleko nie jest jeszcze zakończona. Właściwie dopiero zaczyna się. Będzie gorzej z powodu dziesiątków miliardów dolarów, które wlewają się teraz do kufrów ajatollahów w wyniku szalonego porozumienia z Iranem. Wielka część tych pieniędzy pójdzie bezpośrednio nie tylko do Sił Kuds Irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej, irańskiego skrzydła terroryzmu międzynarodowego, ale do rozmaitych organizacji terrorystycznych, które Iran wspiera, przyspieszając tym całkowite zniszczenie Bliskiego Wschodu i dużych połaci Afryki.
Fala uchodźców wzrośnie, a cenę zapłacą Europejczycy, którzy już stoją wobec legionów uchodźców i nie mają żadnego planu, co z nimi zrobić. Ostatecznie spełni się proroctwo Kaddafiego: islam podbije Europe bez jednego wystrzału.