Narody nie mają luksusu, jaki często mają prywatni ludzie, w wyborze sąsiadów. Turcja, obecnie w 14. roku islamistycznych rządów Recepa Tayyipa Erdogana, sąsiadująca zarówno z Europą, jak i Bliskim Wschodem, była kiedyś chwalona jako most między cywilizacjami zachodnią i islamską. Do przystąpienia do Unii Europejskiej zachęcała większość przywódców UE i Ameryki. Niemal trzydzieści lat po pierwszym oficjalnym zgłoszeniu chęci dołączenia do europejskiego klubu, Turcja nadal nie jest europejska, ale stała się jednym z problemów Europy.
"Turecki problem" Europy dotyczy nie tylko faktu, że w ciągu dwóch tygodni zamach bombowy rozwalił terminal największego lotniska w kraju i próba zamachu stanu pociągnęła za sobą śmierć niemal 250 ludzi; ani tego, kto rządzi krajem. Dotyczy niezaprzeczalnego deficytu demokracji w zarządzaniu i w kulturze powszechnej.
Tylko przez ostatnie dwa tygodnie Turcja była na czołówkach gazet z wiadomościami, od których opada szczęka. W Stambule sekretarka gazety codziennej została zaatakowana przez grupę ludzi, którzy oskarżyli ją o "noszenie skapego ubrania i popieranie nieudanego zamachu z 15 lipca". Była w szóstym miesiącu ciąży.
Także w Stambule zamordowano syryjskiego uchodźcę geja: obcięto mu głowę i okaleczono zwłoki. Pewien pracownik opieki społecznej, który pomaga grupom LGBT, powiedział: "Policja nie robi nic, bo on jest Syryjczykiem i jest gejem".
Turcja jest niebezpieczna nie tylko dla gejów i uchodźców. Francuskiego turystę pobili do krwi tureccy nacjonaliści po tym, jak odmówił trzymania flagi tureckiej. Drastyczne zdjęcia pokazują bandę, zachęcaną przez Erdogana do patrolowania ulic w ramach "pilnowania demokracji", jak mówią temu mężczyźnie: "Jak nie weźmiesz flagi, to oberwiesz". Turysta jest sam i raczej nie mówi po turecku.
Tymczasem Europa daje sygnały, choć powoli, że może budzi się ze snu o "Turcji-moście między cywilizacjami". Minister spraw zagranicznych Niemiec, Frank-Walter Steinmaier powiedział, że stosunki jego kraju z Turcją pogorszyły się do tego stopnia, że te dwa kraje właściwie "nie mają podstawy" do rozmów. Powiedział, że Niemcy poważnie niepokoją się masowymi aresztowaniami w Turcji. Według Steinmaiera, Turcja i Niemcy są jak "emisariusze z dwóch różnych planet". Steinmaier ma rację. Nie jest on jedynym politykiem europejskim, który postrzega Turcję jak kosmitów.
Erdogan groził niedawno Włochom, że dwustronne stosunki między ich krajami mogą pogorszyć się, jeśli włoscy prokuratorzy będą kontynuowali śledztwo w sprawie prania pieniędzy przez syna Erdogana, Bilala. "Włochy powinny zająć się mafią, nie zaś moim synem" – powiedział Erdogan. Jak zwykle, nie rozumie on fenomenu niezależnego sądownictwa w kraju europejskim. Myśli, że podobnie jak w arabskim szejkanacie, prokuratorzy mają obowiązek cofnąć oskarżenie na rozkaz premiera.
Premier Włoch, Matteo Renzi, odpowiedział Erdoganowi w języku, którego Erdogan prawdopodobnie nie zrozumie: "Włochy mają niezależny system sprawiedliwości i sędziowie odpowiadają przed włoską konstytucją, nie zaś przed tureckim prezydentem".
Wykazując niezwykły w Europie realizm, kanclerz austriacki, Christian Kern powiedział, że rozpocznie dyskusję z głowami państw europejskich o zakończeniu rozmów z Turcją w sprawie członkostwa w UE. Słusznie nazwał rozmowy akcesyjne "fikcją dyplomatyczną". Kern powiedział: "Wiemy, że standard dyplomatyczne nie są wystarczające, by usprawiedliwić akcesję [Turcji]".
Także Cypryjczycy tureccy na tej podzielonej wyspie obawiają się, że kampania islamizacji Erdogana może sięgnąć ich małego państewka. 3 sierpnia około półtora tysiąca ludzi z 80 grup obejmujących całe spektrum polityczne wyszło na ulice Nikozji, żeby zaprotestować przeciwko "próbie Turcji przekształcenia ich świeckiej kultury w bardziej dopasowaną do norm islamskich".
Wszystko to w sposób nieunikniony czyni z Turcji kulturowo obcego kandydata, czekającego u bram Europy na dołączenie do klubu. Według sondażu europejskiego, Turcja jest najmniej chcianym potencjalnym kandydatem na członka UE – nawet mniej niż Rosja. Sprzeciw wobec członkowstwa Turcji waha się od 54% (Norwegia) do 81% (Niemcy).
Celal Yaliniz, mało znany filozof turecki, porównał Turcję w latach 1950. do "członków załogi statku, którzy biegną na zachód, podczas gdy ich statek płynie na wschód". Turcy nie są sami. "Liberalni" sympatycy Erdogana na Zachodzie nie są inni.
Burak Bekdil: Popularny publicysta wychodzącej w języku angielskim gazety tureckiej "Hurriyet Daily News".