My, Palestyńczycy, jako nowy naród na scenie historii, jeszcze nie nauczyliśmy się z doświadczeń tych, którzy byli przed nami. Wydaje się, że zawsze motywują nas czynniki, które działają przeciwko nam i pozwalamy obcym krajom manipulować nami, a one używają nas jak pionków, by załatwiać własne interesy.
Popełniamy błędy jeden po drugim. Szkodzimy palestyńskim interesom narodowym i zamiast iść do przodu, spychamy się do tyłu. Nieustannie kłamiąc, szkodzimy naszym najlepszym interesom. Na przykład, wszyscy wiemy, że nie ma prawdy w twierdzeniu, że Jezus był Palestyńczykiem, lub kiedy mówimy, że Żydzi nie mają żadnych związków historycznych z Jerozolimą. Wystawiamy się tylko na pośmiewisko. Ktokolwiek twierdzi coś takiego, nie tylko atakuje chrześcijaństwo, ale przedstawia całą narrację palestyńską jako rażące kłamstwo.
Kierownictwo palestyńskie nieustannie niszczy każdą szansę, jaką mogliby mieć Palestyńczycy, by stać się autentycznym, uznanym przez świat narodem, bo uparcie wysuwają żądania, o których wiedzą, że nigdy nie zostaną spełnione przez Izraelczyków. Wśród nich jest prawo powrotu ponad 11 milionów Palestyńczyków do kraju liczącego osiem milionów, jak również odmowa uznania Izraela za państwo żydowskie. Izraelczycy poprawnie rozumieją te żądania nie jako pragnienie posiadania państwa palestyńskiego, ale jako pragnienie posiadania Izraela. To wrażenie wyłącznie potwierdza każde spojrzenie na mapę Palestyny: przez czysty przypadek, oczywiście, jest ona identyczna z mapą Izraela. Tylko nazwa jest inna.
W 1948 r., kiedy z łatwością mogliśmy założyć państwo palestyńskie na większym obszarze, jaki oferowała nam ONZ, dołączyliśmy zamiast tego do pięciu armii arabskich w próbie zniszczenia Izraela i wzniesienia na jego miejscu Palestyny.
Między 1949 a 1967 r. mogliśmy założyć państwo palestyńskie na Zachodnim Brzegu, kiedy nadal był on pod panowaniem Jordanii, a Strefa Gazy była rządzona przez Egipt.
W latach 1970. zamiast dziękować królowi Jordanii, Husseinowi, za przyjęcie uchodźców palestyńskich, Jaser Arafat i OWP próbowali go obalić. Wynikiem była wojna domowa i wygnanie przywódców palestyńskich z Jordanii do Libanu.
W Libanie zabraliśmy się za stworzenie terrorystycznego "państwa w państwie", zdecydowani na obalenie suwerenności libańskiej i atakowanie Izraela. W następstwie tego Izraelczycy weszli do południowego Libanu i z pomocą tamtejszych szyitów znowu nas wygnano, tym razem do Tunezji.
Pod wpływem palestyńskim Tunezja stała się następnie siedliskiem przestępstw i spisków międzynarodowych i znowu zagroziliśmy naszym gospodarzom.
Obecnie zachowujemy się tak samo w Syrii. Kierownictwo palestyńskie najpierw zdradziło w 1982 r. ówczesnego prezydenta, Hafeza Assada, kiedy grupy z OWP walczyły wraz z rebeliantami przeciwko reżimowi w Homs i Hama. Obecnie w syryjskiej wojnie domowej kilka ruchów palestyńskich, głównie z obozu dla uchodźców Jamrouk, walczy wraz z rebeliantami przeciwko prezydentowi Baszarowi Assadowi.
Jaser Arafat głupio poparł inwazję Saddama Husajna na Kuwejt, która to decyzja doprowadziła do wygnania z tych terenów 400 tysięcy pracowników palestyńskich i wyrządziła niewypowiedziane szkody sprawie palestyńskiej. Kiedy pokonano Saddama Husajna i Irakijczycy wycofali się z Kuwejtu, rozmiary błędu Arafata stały się ewidentne. Państwa Zatoki zaczęły uważać Palestyńczyków za zdrajców i odsunęły się od sprawy palestyńskiej, jawnie na bardzo długi czas, a ukradkiem – z wyjątkiem Kataru – do dnia dzisiejszego.
Ten sam wzór niewdzięczności i tępoty powtarza także Hamas, palestyńska organizacja terrorystyczna, która rządzi Strefą Gazy. Całkowicie lekceważąc wszystkie poświęcenia Egiptu dla sprawy palestyńskiej w wielu wojnach przeciwko Izraelowi, dygnitarze Hamasu działają teraz, by podminować Egipt j jego prezydenta, Abdela Fattaha Al-Sissiego, przez zaopatrywanie Państwa Islamskiego na Półwyspie Synajskim w broń i szkolenia jego bojowników.
Hamas, który składa się z muzułmanów sunnickich, stał się także chętną marionetką szyickiego Iranu. Dlatego Hamas otwarcie kolaboruje z tym wrogiem numer jeden sunnickiej Arabii Saudyjskiej i innych sunnickich państw Zatoki. Iran obiecał Hamasowi broń i pieniądze, by ominąć Autonomię Palestyńską (AP) i próbować ją obalić. Irańczycy próbują także nawrócić członków Hamasu, a potem wszystkich Palestyńczyków na islam szyicki.
Niedawno wysoki przedstawiciel Komitetu Centralnego Fatahu, Abbas Zaki, wypowiedział się na rzecz spisku irańskiego. Jego uwagi nie tylko pomogą Hamasowi w próbach obalenia Autonomii Palestyńskiej, ale mogą oznaczać koniec poparcia Arabii Saudyjskiej i innych sunnickich państw Zatoki dla sprawy palestyńskiej. 11 marca wszyscy członkowie Ligii Arabskiej (22 państwa) oficjalnie napiętnowali Hezbollah – ramię Iranu – jako organizację terrorystyczną, ponieważ kolaboruje z reżimem syryjskim w masakrowaniu Syryjczyków, ma komórki terrorystyczne w Bahrajnie i w Arabii Saudyjskiej i walczy w szeregach szyickich rebeliantów Houti w Jemenie przeciwko Arabii Saudyjskiej i innym krajom sunnickim.
Stało się boleśnie jasne, że niezależnie od przynależności politycznej kierownictwo palestyńskie motywowane jest wyłącznie chciwością – bez cienia myśli o interesach narodu palestyńskiego.
Palestyńskie choroby nie omijają polityków arabskich w Knesecie izraelskim, którzy także należą do najgorszych winowajców. Gdy tylko Liga Arabska przegłosowała określenie Hezbollahu jako organizacji terrorystycznej, trzech arabskich parlamentarzystów, którzy zostali wybrani, by reprezentować Arabów w Izraelu, potępiło tę decyzję. Komicznym językiem, który brzmiał jakby wyszedł prosto z Kremla z czasów zimnej wojny, powiedzieli, że ogłoszenie Hezbollahu grupą terrorystyczną służy interesom "reakcyjnych państw arabskich lojalnych wobec Izraela i Stanów Zjednoczonych". Celem, jak twierdzili, jest zneutralizowanie Hezbollahu, by zaszkodzić bezpieczeństwu "narodu arabskiego", skierować wojnę na zniszczenie Libanu i pozbyć się wszystkiego, co mogłoby powstrzymać imperialistyczne plany Ameryki i Izraela dla Bliskiego Wschodu ogólnie, a Palestyny w szczególności.
Można tylko zapytać, dlaczego my, sunniccy Palestyńczycy, mamy popierać szyicki Hezbollah, który masakruje sunnickich muzułmanów w Syrii i destabilizuje państwa arabskie, służąc równocześnie pragnieniu Iranu, by utrzymać Assada przy władzy w Syrii. Co zdaniem tych trzech arabskich członków Knesetu mają oni wspólnego z Hezbollahem?
Dlaczego przez całą swoją historię Palestyńczycy byli ofiarami tak wielu nieodpowiedzialnych przywódców, którzy szkodzą własnym wyborcom? Co powoduje, że arabsko-izraelscy ustawodawcy, potępiający ISIS, uznają radykałów z Hezbollahu za atrakcyjną propozycję? Czy ci szanowni arabscy członkowie Knesetu nie rozumieją szkód, jakie wyrządzają sprawie palestyńskiej przez podważanie sunnickich państw arabskich, które przez lata dawały nam tak duży wkład – polityczny i ekonomiczny?
Historycznie rzecz biorąc palestyńskie "organizacje wyzwoleńcze" nie miały i nie mają żadnej ideologii ani motywacji poza zniszczeniem państwa Izrael. Wszystkie są marionetkami krajów, które je finansują, zamiast działać w autentycznym interesie narodu palestyńskiego. W wypadku tych trzech arabsko-izraelskich ustawodawców najwyraźniej wykonują instrukcje z Iranu. Zamiast tworzyć miejsca pracy, dostarczać wodę i zapewniać lepszą edukację – jak obiecali, kiedy starali się o wybór – sprzedają swój naród za kilka okruchów uwagi medialnej. W swoim zadufaniu papugują linię irańską bez zwracania uwagi na potrzeby ludzi, którzy na nich głosowali. Cynicznie wykorzystują immunitet parlamentarny i ochronę zapewnioną im przez kraj, który nazywają swoim zaprzysięgłym wrogiem, żeby poprzeć Hezbollah i Iran, które swobodnie nimi manipulują.
Iran chce tylko wstawić stopę w drzwi. To jest powód, dla którego reżim irański tak wytrwale zaleca się do palestyńskiego Islamskiego Dżihadu i do Hamasu, obu organizacji sunnickich (jak również do własnej grupy w Gazie, Al-Sabireen), masakrując równocześnie sunnitów w Syrii i Iraku i rozmieszczając agentów, by obalić rządy sunnickie w Bahrajnie, Jemenie, Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Czy jest możliwe, że spisek irański jest tajemnicą dla arabskich członków izraelskiego Knesetu, których poparcie Hezbollahu szkodzi interesom Arabów w Izraelu? Czy ci trzej członkowie Knesetu zapomnieli o tysiącach pocisków, jakie Hezbollah wystrzelił w Galileę, gdzie żyje tak wielu Arabów izraelskich? Czy nie rozumieją, że jeśli przywódca Hezbollahu, Hassan Nasrallah, urzeczywistni swoją groźbę zbombardowania instalacji amoniaku na obszarze Hajfy, zginą tysiące Arabów izraelskich? Z hojną "pomocą" naszych przywódców palestyńskich – a szczególnie z "pomocą" zdradzieckich Europejczyków, którzy im to umożliwiają – jakakolwiek rzeczywista pomoc dla Palestyńczyków oraz szczyt naszych marzeń wyglądają na odleglejsze niż kiedykolwiek.
Przywódca Hezbollahu, Hassan Nasrallah groził ostatnio wystrzeleniem pocisków na fabrykę i magazyny amoniaku w północnym Izraelu, co zabiłoby dziesiątki tysięcy cywilów – włącznie z tysiącami Arabów izraelskich. |
Bassam Tawil: Palestyński badacz i dziennikarz mieszkający na Bliskim Wschodzie.